Nauczyciele coraz chętniej zapisują się do organizacji pracowniczych. Liczą, że dzięki temu unikną zwolnień wymuszonych spadkiem liczby uczniów
Korzyści z zatrudnienia na Karcie nauczyciela / Dziennik Gazeta Prawna
Niż demograficzny sprawia, że dyrektorzy szkół i przedszkoli coraz częściej zwalniają pedagogów. W pierwszej kolejności pracę tracą ci, którzy nie działają w związkach zawodowych – nawet jeśli merytorycznie są lepsi. Organizacje oferują też członkom pomoc, np. prawną. Wszystko to sprawia, że oświatowe związki rosną w siłę.

Dużo chętnych

Najwięcej członków – 264 tys. – ma Związek Nauczycielstwa Polskiego. Tylko w ostatnim roku zapisało się do niego 9,3 tys. osób. – W 2008 r., gdy dokonywała się reforma emerytalna nauczycieli, utraciliśmy sporo członków. Część pedagogów odchodziła z zawodu w obawie przed utratą przywilejów. Jednak ostatnio co roku przybywa nam po kilka tysięcy nauczycieli – mówi Sławomir Broniarz, prezes ZNP.
Podobną tendencję odnotowuje oświatowa Solidarność. – Jako jedynej sekcji w związku przybywa nam członków. W 2014 r. przyjęliśmy ok. 3 tys. nowych. Obecnie zrzeszamy 75 tys. nauczycieli – wylicza Ryszard Proksa, przewodniczący Sekcji Krajowej Oświaty i Wychowania NSZZ „Solidarność”.
– Jesteśmy młodym związkiem, który ma kilka tysięcy członków. Ostatnio co roku przybywa nam ok. 10 proc. osób. Nauczyciele mają świadomość, że oświatowe związki są silne, walczą twardo i do końca – potwierdza Sławomir Wittkowicz, szef Branży Nauki, Oświaty i Kultury Forum Związków Zawodowych.

Strach przed zwolnieniem

Jako główny powód popularności związków ich szefowie podają oszczędności w gminach.
– Największe oblężenie centrale związkowe przeżywają w maju, gdy nauczyciele spodziewają się, że będą zwolnieni lub już takie wypowiedzenie otrzymali – podkreśla Ryszard Proksa. Zgodnie z Kartą nauczyciela pedagogów można zwalniać do końca maja z powodu zbyt małej liczby klas i braku odpowiedniej liczby godzin zajęć.
– Nauczyciele mają świadomość, że w pogłębiającym się niżu trudno im liczyć na ochronę wynikającą z karty. Co więcej, ona czasami mniej chroni od kodeksu pracy, bo dyrektor bez żadnych kryteriów i uzasadnienia zwalnia, powołując się na zmiany organizacyjne wynikające z art. 20 karty, i na tym się kończy. Z kolei w kodeksie pracy trzeba dokładnie uzasadnić przyczyny zwolnienia – dodaje Wittkowicz.
Sławomir Broniarz zaznacza, że organizacje pracownicze przychodzą zwalnianym nauczycielom z konkretną pomocą. – Znaczna część pieniędzy ze składek przekazywana jest na pomoc prawną i wsparcie socjalne. Często w sądach pracy obok zwolnionego pedagoga ramię w ramię występują związkowcy – wylicza.
– Związki zawodowe tworzą złą atmosferę wokół gmin. A przecież tyle wysiłku i troski, a także nakładów na oświatę idzie z naszej strony – oburza się Marek Olszewski, wójt gminy Lubicz, wiceprzewodniczący Związku Gmin Wiejskich RP.
Jak wskazują samorządowcy, w sytuacji zagrożenia nauczyciele sami tworzą lokalne związki zawodowe, do których założenia wystarczy 10 chętnych. Jeśli taka organizacja wyznaczy ich na działacza, są chronieni przed utratą pracy. Tak było np. w Inowrocławiu i Częstochowie.
– Mamy takie problemy. W szkołach, w których pracuje zaledwie 20 osób, działa często aż pięć związków – wylicza Ryszard Stefaniak, naczelnik wydziału edukacji Urzędu Miasta Częstochowy. Za przykład podaje jedną z placówek, w której uczniowie mają słabe wyniki z matematyki, ale dyrektor nie może zwolnić nauczycielki, bo jest przewodniczącą związku. Co więcej, ustawa o związkach zawodowych (t.j. Dz.U. z 2014 r. poz. 167 ze zm.) gwarantuje przewodniczącemu jeszcze rok ochrony po zrezygnowaniu z tej funkcji. Jednocześnie chroniona jest nowa osoba, która objęła przywództwo w związku.

Pozycja w negocjacjach

– Powody wzrostu liczby działaczy są co najmniej dwa. Po pierwsze, w ostatnich latach nauczyciele nie mieli podwyżek, a należąc do związku, silniej można się tego domagać. A drugi to nieustanne straszenie, że likwidacja Karty nauczyciela spowoduje dramatyczne pogorszenie stanu oświaty – uważa Marek Olszewski.
– Karta służy utrzymaniu jakości polskiej szkoły, bo bez względu na to, skąd ten nauczyciel pochodzi, musi mieć te same kwalifikacje i zadania, a także stopień awansu zawodowego, i musi reprezentować ten sam poziom jakości pracy – przekonuje Sławomir Broniarz. Jego zdaniem gdyby doszło do likwidacji karty (co zapowiadała MEN), to członków mieliby jeszcze więcej.
Szef ZNP chwali się też, że nauczycielom jako jedynej grupie zawodowej udało się wynegocjować z rządem 50-proc. wzrost średnich płac (między 2008 a 2012 r.). Teraz związki walczą o kolejne podwyżki.
– Wzrost liczby członków oświatowych związków, głównie ZNP, wynika z tego, że cieszą się one dużym autorytetem i są postrzegane jako poważny negocjator z rządem, który skutecznie dba o interesy tej grupy zawodowej – twierdzi prof. Juliusz Gardawski, dyrektor Instytutu Filozofii, Socjologii i Socjologii Ekonomicznej SGH.