Nauka w szkołach publicznych jest bezpłatna. Tak przynajmniej stanowi art. 70 ust. 2 konstytucji. Przy najbliżej okazji proponuję znowelizować ten przepis i wprowadzić wyjątek od tej wątpliwej zasady: „Rodzice, a także inni prawni opiekunowie uczniów, zobowiązani są do wspierania gmin w realizacji zadań oświatowych”. Takie rozwiązanie bardziej odpowiadałoby rzeczywistości.

Artur Radwan dziennikarz Gazety Prawnej / Dziennik Gazeta Prawna
Osobiście się o tym przekonałem, posyłając córkę do samorządowego przedszkola w Warszawie. Warunki fatalne, szatnia w piwnicy, wszędzie linoleum. Zabawki z poprzedniej epoki, a szafki i biurka już dawno nadają się do wyrzucenia. Rodzice i tak się cieszą, bo udało się zdobyć miejsce w placówce. Zatroskani o swoje pociechy sami z siebie chcą więc pomagać. Składają się na papierowe ręczniki i papier toaletowy, kupują zabawki czy też nowe dywaniki. Nawet na pisaki i blok wpłacają po 100 zł. Nie wspomnę już o 50 zł miesięcznie przekazywanych na radę rodziców. Większości opiekunów pogodziła się z takimi wydatkami, bo wiedzą, że gmina nie ma pieniędzy. Musi pokryć koszty utrzymania budynku, a także wypłacić pensje nauczycielom i pracownikom obsługi. Na remonty (co roku dzielnica zapewnia, że wreszcie odnowi taras i sale, a po wakacjach wszystko jest po staremu) i takie fanaberie, jak przybory do rysowania, już nie wystarcza.
Podobnie jest w szkołach. Wszyscy się już przyzwyczailiśmy, że dyrektorzy i nauczyciele wcielają się w role żebraków. Nie ma się więc co dziwić, że rady rodziców, widząc to wszystko, nie mogą przejść obojętnie obok problemów finansowych placówek. A dyrektorzy, chcąc poprawić warunki, w jakich uczą się dzieci, coraz częściej sięgają po 1 proc. z odpisu od PIT przekazywanego na szkołę przez rodziców i nauczycieli. Pisaliśmy o tym wczoraj w DGP. Na wywiadówkach wychowawcy namawiają opiekunów, aby 1 proc. ze swojego podatku oddawali nie na chore dzieci, ale na chory i niedoszacowany system oświaty.
Nie mam nic przeciwko takiej kreatywności. Wszystkie inicjatywy, które polepszą warunki nauki naszych dzieci, są szczytne. Gdzie jednak jest rząd, bo samorządy łatwo można usprawiedliwić. Pieniędzy z subwencji często ledwo im wystarczy na pensje nauczycieli, a z pustego i Salomon nie naleje. Może warto zastanowić się nad ustanowieniem specjalnej rezerwy budżetowej na realizację art. 70 konstytucji. Inaczej ten przepis będzie martwy. A wtedy pieniądze z 1 proc. można będzie przekazywać tym, którzy rzeczywiście ich potrzebują.