Od ponad miesiąca minister zdrowia wie już wszystko o najważniejszych lekarzach w naszym kraju. Wyspowiadali mu się ze swoich dodatkowych źródeł zarobków wszyscy krajowi i wojewódzcy konsultanci medyczni.
Minister zobowiązał się tą wiedzą podzielić z pacjentami, ale tego nie robi. Oświadczenia miały się pojawić na stronie resortu, a nie ma dla nich nawet specjalnej zakładki. Można powiedzieć, nic się nie stało. To już polska tradycja, bo publikacją oświadczeń majątkowych włodarzy spóźniają się np. samorządy. Brak pośpiechu w tej sprawie w przypadku ministra zdrowia musi jednak dziwić. Bartosz Arłukowicz działa bowiem wbrew sobie.
Biznesowa lustracja, jak często mówi się o prześwietlaniu powiazań lekarzy z firmami farmaceutycznymi, to przecież jego autorski pomysł. Arłukowicz, wcielając go w życie, wyprzedził rząd o kilka długości. Rządowa ustawa o oświadczeniach trafiła do zamrażarki, bo ministrowi sprawiedliwości zabrakło odwagi, aby zasadą jawności objąć wszystkie osoby pełniące funkcje publiczne w naszym kraju. Arłukowiczowi nie brakowało determinacji, aby przeprowadzić ustawę o konsultantach w ekspresowym tempie przez sejmową komisję zdrowia, gdzie jest bardzo silne lekarskie lobby. Co więcej, bardzo wysoko zawiesił poprzeczkę lekarzom i sobie. Przeforsowana przez niego ustawa jest jedną z bardziej restrykcyjnych w Europie. Po jej uchwaleniu kilkudziesięciu konsultantów podało się do dymisji, nie godząc się z ideą ujawniania ich dodatkowych źródeł przychodów.
Minął termin wykonania ustawy, a wokół niej na Miodowej zapadła wielka cisza. Bartosz Arłukowicz zapowiadał popisowy skok o tyczce, rozpędził w kierunku poprzeczki, już nawet skoczył i... zawisł w powietrzu. Tylko, że to jest niezgodne z prawami fizyki. Sportowiec przeskakuje przeszkodę albo strąca poprzeczkę. Przyczyna milczenia Arłukowicza w sprawie konsultantów może być prozaiczna. Wstrzymał biznesową lustrację, żeby nie drażnić lekarzy. W grudniu i tak było gorąco, a temat korupcji w służbie zdrowia nie pomoże powoli rozkręcającemu się pakietowi onkologicznemu. Taki stan zawieszenia nie służy jednak nikomu. Bo zaczynają się domysły, czego dowiedział się minister i czym nie chce się podzielić z opinią publiczną. A także do czego była mu potrzebna ta wiedza. Oby chodziło tylko o dobro pacjenta.