MEN zamiast promować jakość, obcina nam subwencję – mówią dyrektorzy młodzieżowych ośrodków wychowawczych. Pod kierunkiem rzecznika praw dziecka sami pracują więc nad standardami jakości. Wkrótce trafią one do resortu edukacji.
– Chcielibyśmy określić wzorzec działania tak, żeby każda placówka funkcjonowała na podobnym poziomie. Nieletni, niezależnie od tego, do którego młodzieżowego ośrodka wychowawczego zostanie skierowany, musi mieć zapewnione godziwe warunki. Każdy ośrodek zaś organizować terapię, współpracę ze środowiskiem lokalnym, kształcenie – podkreśla Sławomir Moczydłowski, dyrektor MOW w Goniądzu (woj. podlaskie).
– W standardzie powinien znaleźć się też zapis o obowiązkowym doradztwie zawodowym – dodaje Andrzej Gęsiarz, dyrektor MOW w Herbach (woj. śląskie).
Szefowie ośrodków konsultowali wczoraj dokument, nad którym od listopada 2014 r. pracuje rzecznik praw dziecka. Chcą, by MEN przyjął wypracowane standardy w formie rozporządzenia.
W tej chwili nie ma jednolitych zasad dla takich placówek. To, jak działa MOW, zależy więc głównie od determinacji dyrektora. Jak pokazała niedawna kontrola Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, w wielu placówkach prowadzona jest np. nieefektywna i niedostosowana do wychowanków terapia. W innych brakuje opieki lekarskiej, zwłaszcza psychiatrycznej.
Dyrektorzy uważają, że prace nad standardem działania takich placówek to obowiązek MEN. Zarzucają resortowi, że zamiast się tym zająć, obciął im subwencję. W 2015 r. każdy MOW dostawanie na wychowanka o blisko 5 tys. zł mniej niż w ubiegłym roku (w 2014 r. otrzymywał ok. 58 tys. zł).
Do młodzieżowych ośrodków wychowawczych trafiają dzieci niedostosowane społecznie, z orzeczeniem o potrzebie kształcenia specjalnego, często nawet w wieku 13 lat. MOW musi zapewnić im dom, szkołę i terapię.