Dzieci w domach dziecka przybywa. Gdyby nie sponsorzy, trudno byłoby zaoferować podopiecznym cokolwiek poza jedzeniem, noclegiem i artykułami pierwszej potrzeby.
Liczba dzieci w pieczy zastępczej / Dziennik Gazeta Prawna
Od 2005 r. liczba dzieci wychowujących się bez naturalnych rodziców systematycznie rośnie. Osiem lat temu w pieczy zastępczej wychowywało się niespełna 70 tys. dzieci, w ubiegłym roku 77 tys. – wynika z danych opublikowanych właśnie przez Główny Urząd Statystyczny. Co czwarte z nich nie znajduje rodziny zastępczej i trafia do domu dziecka.
Jeszcze do 2010 r. wychowanków w domach dziecka ubywało. Później trend się niestety odwrócił. Dlaczego? Eksperci twierdzą, że nie ma precyzyjnych statystyk, ale jako najczęstsze przyczyny wskazują zjawiska patologiczne – alkoholizm i coraz większe problemy rodziców z utrzymaniem potomstwa. Dowodem na to jest fakt, że aż ośmioro na dziesięcioro wychowanków domów dziecka ma oboje żyjących rodziców.
Rosnąca liczba dzieci w sierocińcach potęguje problemy finansowe placówek. W małych i biednych gminach utrzymanie domu dziecka jest nie lada wyzwaniem.
– Praktycznie bez przerwy musimy coś remontować. Wymagania i standardy rosną, a nie zawsze mamy możliwości i środki, by im sprostać – przyznaje Jan Nowak, dyrektor Domu Dziecka w Równem pod Warszawą. Opiekun ośrodka tłumaczy, że choć współpraca ze starostwem układa się bardzo dobrze, to samorząd nie zawsze jest w stanie na bieżąco zaspokoić wszystkie potrzeby instytucji. – Od sanepidu dostaliśmy zalecenie, by wyremontować kuchnię. Już dwa razy wnioskowałem w samorządzie o wsparcie na ten cel, ale do tej pory nie otrzymaliśmy funduszy. Kolejka chętnych jest długa, a pieniędzy do podziału zbyt mało – mówi Nowak.
Z odsieczą przychodzą sponsorzy, którzy dostarczają środki czystości, AGD, zabawki i słodycze. Opiekunowie podkreślają, że gdyby nie pomoc zewnętrzna, trudno byłoby zaoferować dzieciom cokolwiek poza jedzeniem, noclegiem i artykułami pierwszej potrzeby. – Ze środków, które otrzymujemy, czasami ciężko kupić ubrania. A gdyby z własnych środków trzeba było zapłacić za pastę do zębów, słodycze czy artykuły szkolne, mielibyśmy problem z zamknięciem się w budżecie – narzeka anonimowo jeden z dyrektorów.
O tym, że w domach dziecka nie dzieje się najlepiej, alarmowała po ostatniej kontroli, przed dwoma laty, Najwyższa Izba Kontroli. Inspektorzy wykazali, że ośrodki są przepełnione, a wychowankowie sprawiają coraz większe problemy wychowawcze. Tylko w 3 z 28 skontrolowanych placówek nie odnotowano aktów wandalizmu, agresji i przemocy, które wymagały interwencji policji.
Narastającej frustracji wśród młodzieży wychowywanej bez rodziców nie dziwi się psycholog kliniczny dziecka Monika Rościszewska-Woźniak. W jej opinii główną przyczyną agresywnych zachowań jest wykluczenie społeczne. – Młodzi ludzie, którzy mają przyczepioną łatkę domu dziecka, już na starcie są wyszydzani i poniżani przez rówieśników. Złość kumulowana w szkole i na podwórku często daje upust dopiero po powrocie do ośrodka – wyjaśnia i dodaje, że jedną z przyczyn problemu jest używana terminologia.
– Dzieci z rodzin zastępczych nie mają tego problemu. Określenie „dom dziecka” kojarzy się negatywnie i budzi wiele złych skojarzeń, zwłaszcza u dzieci.
Rozwiązanie problemu przepełnionych placówek mogą przynieść przepisy ustawy o wspieraniu rodziny i systemie pieczy zastępczej z 2011 r. Wynika z nich, że od 2020 r. w domu dziecka nie będzie mogło się znajdować więcej niż 14 wychowanków. Obecny 30-osobowy limit, który często i tak jest przekraczany, zdaniem psychologów jest zdecydowanie za wysoki.
– Dzieci mają ogromny problem z dostosowaniem się do bezosobowej instytucji. Im mniejsza grupa, tym lepiej dla nich i lepiej dla wychowawców, którzy będą mieli większą szansę wypracowania czegoś na wzór rodziny – twierdzi Monika Rościszewska-Woźniak.
Podobne wnioski w swoim raporcie wyciągnęła NIK, która poinformowała, że większość skontrolowanych instytucji nie miała pełnej wiedzy o swoich podopiecznych. W wielu placówkach wykryto też braki w dokumentacji.
Kolejnym pomysłem na zmniejszenie ścisku w placówkach jest podniesienie dolnej granicy wieku wychowanków. Do końca tego roku wynosi on 7 lat, ale od przyszłego wzrośnie do 10. Odstępstwa będą dotyczyły tylko rodzeństw przyjmowanych razem bez względu na wiek.
Zmiana przepisów nie rozwiąże jednak problemu. Pracownicy domów dziecka powtarzają, że umieszczanie dzieci w placówce jest ostatecznością. Gdy dziecko trafia do instytucji, za wszelką cenę usiłuje się dla niego znaleźć nowy dom. Ten proces, zdaniem NIK, także nie przebiega prawidłowo. Izba jako główne przyczyny problemu wskazała opieszałość sądów i skomplikowaną sytuację prawną porzuconych dzieci. Przez to postępowania adopcyjne wydłużają się nawet do 8 lat, tym samym pozbawiając dzieci realnych szans na opuszczenie placówki.