Świetni nauczyciele, dobre wyposażenie klas, ale kłopot z ich przepełnieniem. To wnioski po kontroli NIK
Najwyższa Izba Kontroli sprawdziła, jak wygląda przygotowanie podstawówek na przyjęcie sześciolatków, które trafią tam już we wrześniu. W tym roku po raz pierwszy połowa ich rocznika zostanie objęta obowiązkiem szkolnym.

Za mało sal

Z raportu wynika, że największy kłopot będą miały duże miasta, gdzie średnio na jedną salę przypada 1,7 klasy. Nawet jednak już w tych powyżej 10 tys. mieszkańców będą szkoły, w których dzieci będą uczyć się przynajmniej na dwie zmiany. To efekt zmasowania roczników. Po wakacjach do I klas trafi ponad pół miliona dzieci (sześcio- i siedmiolatki), podczas gdy w poprzednich latach pierwszaków było ok. 360 tys.
Jak przekonują szkoły i urzędnicy, z nauczycielami nie ma problemów. Jest za to z wystarczającą liczbą pomieszczeń.
– Wybudowaliśmy trzy dodatkowe szkoły, ale i tak właściwie we wszystkich będzie praca na dwie zmiany – mówi Maria Stasiak, kierownik wydziału edukacji w urzędzie dzielnicy Białołęka w Warszawie.
To oznacza, że część dzieci będzie kończyć lekcje po godz. 17. W dzielnicy jest 12 szkół (w niektórych będzie nawet ponad 1 tys. dzieci) i aż 91 pierwszych klas. Do tego dochodzą zerówki, w niektórych placówkach jest ich nawet 10, które też będą zmuszone pracować w trybie dwuzmianowym.
Jak podkreśla MEN, jest to w pełni zgodne z prawem. Przepisy wymagają jedynie, by przy ustalaniu tygodniowego planu zajęć dydaktyczno-wychowawczych uwzględniać m.in. równomierne obciążenie zajęciami w poszczególnych dniach. – Nie są natomiast określone godziny rozpoczynania i kończenia obowiązkowych zajęć w szkole – mówi Joanna Dębek, rzecznik resortu edukacji.
Maria Stasiak zauważa jednak, że niektórym dzieciom trudniej się uczyć po południu. – Dlatego dyrektorzy postarają się ułożyć zajęcia sprawiedliwie: aby nie było tak, że tylko jedna klasa zaczyna lekcje koło południa – podkreśla.
Inaczej problem próbują rozwiązać w podwarszawskim Piasecznie. Jedna z podstawówek wynajęła sale w pobliskim gimnazjum. Mimo to nadal uczniowie będą przychodzić na dwie zmiany.

Niedostosowane toalety

Kontrolerzy wskazują jeszcze na inne niedociągnięcia. Najwięcej kontrowersji budzą toalety, których niedostosowanie było koronnym argumentem dla przeciwników reformy obniżającej wiek szkolny. Jak wynika z ankiet przesłanych NIK przez 6881 szkół, nadal w blisko 26 proc. placówek są one niedostosowane do najmłodszych dzieci. Przy dokładnej kontroli 88 podstawówek wyszło na jaw, że taki kłopot ma nawet 38 proc. z nich.
– Są szkoły, w których nie obniżono pisuarów czy sedesów. Zdarza się więc, że rozwiązują to tak, że w łazienkach są stołki czy podesty, by niższe dzieci mogły dosięgnąć – przyznaje jeden z urzędników.
Kolejnym kłopotem może okazać się jedzenie. W 30 proc. szkół (przy wyrywkowej kontroli problem ten pojawiał się w 63 proc. placówek) do potrzeb najmłodszych uczniów niedostosowana jest m.in. wielkość stołów.
– Kłopotem jest też to, że jest jedna stołówka na szkołę, w której wszyscy razem się nie mieszczą. Dlatego niektórzy dyrektorzy wprowadzili dwie przerwy obiadowe, żeby dzieci zdążyły zjeść. A zerówkom przynoszą jedzenie do sal – przyznaje Stasiak.
Największy sukces to poprawa pracy świetlic. Jeszcze pół roku temu, kiedy kontrolerzy NIK weszli do szkół stwierdzili, że w 56 proc. z nich świetlice są przepełnione, często starsi uczniowie przebywają z młodszymi. Teraz w 97 proc. szkół zapewnia poprawną opiekę po lekcjach.
NIK doceniła kwalifikacje nauczycieli, a także wyposażenie sal. W 90 proc. skontrolowanych placówek są odpowiednie pomoce dydaktyczne oraz gry, zabawki i niskie meble. Jedynie w 9 proc. szkół brakuje biblioteczki, a w 36 proc. nie ma komputerów z dostępem do internetu.