Życie co chwila pokazuje, jak trudno objąć przepisami sytuacje, które mogą zaistnieć. W dramatyczny sposób przekonał się o tym ojciec dziecka, który mimo że jest pracownikiem płacącym składki, nie może korzystać z macierzyńskiego i kolejnych urlopów związanych z urodzeniem dziecka, po tym jak jego żona zmarła przy porodzie.
Wszystko dlatego, że małżonka nie była pracownicą, więc nie należał jej się macierzyński, który może przejąć ojciec. Zatem z jednej strony państwo oficjalnie promuje ojców jako opiekunów nawet najmniejszych dzieci, ale z drugiej strony wszystkie ich uprawnienia związane z rodzicielstwem uzależnia od uprawnień matki. Jeśli kobieta tak zdecyduje, to zgodnie z dzisiejszym prawem ojciec pracownik będzie miał prawo jedynie do dwutygodniowego urlopu ojcowskiego i jednego miesiąca wychowawczego.
Plusem całej tej dramatycznej sytuacji jest to, że nie skończy się ona na jednostkowym rozwiązaniu problemu, np. poprzez przyznanie ojcu dzieci renty specjalnej. Dobrze, że minister pracy zapowiedział prace legislacyjne nad zlikwidowaniem luki prawnej. Problem w tym, że mają to być prace pilne. Odpowiednie propozycje zostaną przygotowane szybko. A to oznacza, że pojawi się ryzyko stworzenia bubla. Doświadczenie wskazuje, że tworzenie prawa na kolanie obniża jego jakość i rodzi kolejne błędy. Warto więc skorzystać z przygotowanych już rozwiązań.
W czasie komisyjnych prac wprowadzeniem urlopów rodzicielskich (obowiązują już od prawie roku) pojawiały się rozsądne propozycje dotyczące uprawnień ojców przedstawiane np. przez prof. Irenę Wóycicką z Kancelarii Prezydenta. Posłowie planowali się nimi zająć, więc jest ku temu doskonała okazja. Zamiast uchwalać na szybko łatki na dziurawe prawo, może lepiej ponownie kompleksowo przyjrzeć się świadczeniom, z jakich może korzystać rodzic, zwłaszcza tym funkcjonującym od niedawna. Chodzi na przykład o ochronę przed zwolnieniem rodziców składających wnioski o urlop rodzicielski czy konieczność wykorzystania tego urlopu do czasu ukończenia przez dziecko 12 miesięcy życia.
Obawiam się jednak, że w czasie kampanii wyborczej „dobry rząd” przygotuje szybki, ale niepogłębiony projekt zmian, którym będzie mógł pochwalić się mediom. I ogłosi sukces.