Ustawa refundacyjna nie przełożyła się na dostęp do innowacyjnego leczenia - uważa Marynika Woroszylska-Sapieha, prezes zarządu Grupy Sanofi w Polsce.

Informacja z wczorajszego poranka. Dwie największe firmy farmaceutyczne, GSK i Novartis, zawiązują spółkę joint venture. Jak pani zareagowała na tę informację?

Jestem zaskoczona, w ostatnim czasie nie mówiło się na rynku o takiej transakcji, aczkolwiek to, że Novartis chce zdywersyfikować consumer healthcare, było wiadome od dawna. Jednak zaskakujący jest wybór partnera i samej formy prawnej. Pamiętajmy, że jest to dopiero propozycja i trzeba poczekać na finalizację transakcji, by ją w pełni ocenić. Natomiast jeśli do niej dojdzie, rzeczywiście powstanie gigant w branży farmaceutycznej.

Dlaczego według pani partner Novartisu jest zaskakujący?

Prognozowało się, że Novartis sprzeda tę część swojego biznesu, a nie zawiąże joint venture, i to akurat z GSK.

Czy to wpłynie na polski rynek?

Zarówno Novartis, jak i GSK są bardzo poważnymi graczami w Polsce w zakresie consumer healthcare, więc tego rodzaju konsolidacja w branży farmaceutycznej stworzy ogromne możliwości zdobycia pozycji lidera na naszym rynku.

Kto jest teraz liderem rynku farmaceutycznego w Polsce?

Sanofi jest jednym z liderów. W zależności od okresu raportowania znajdujemy się na drugiej lub trzeciej pozycji. Natomiast największym graczem nad Wisłą jest Polpharma, niezwykle silna lokalna firma.

Jak to będzie wyglądało w najbliższych latach, biorąc pod uwagę zmiany, do których przymierza się rząd?

Wpływ na przyszłość ma wiele czynników. Jednym z nich, o zasadniczym znaczeniu, jest polityka lekowa państwa. Jeżeli będzie ona zmierzała w kierunku otwarcia funduszy refundacyjnych na cząsteczki innowacyjne, czyli na naprawdę nowoczesne leczenie ugruntowane w innych krajach, to oczywiście rynek farmaceutyczny będzie się rozwijał szybciej. Innowacyjne terapie są droższe – więc wartościowo rynek pójdzie w górę. Natomiast jeśli polityka państwa będzie zmierzała w kierunku tego, żeby ograniczać dostęp do innowacji, to rynek będzie pełzał, czyli rozwijał się w tempie ok. 2 proc. rocznie.

W 2012 roku ustawa refundacyjna mocno podkopała przychody firm farmaceutycznych. Potem sprzedaż wystrzeliła w związku z tym, że pojawiła się nowa lista leków refundowanych. Czy firmy farmaceutyczne drżą przed tym, jaka będzie kolejna wersja tej listy, bo ma to wielki wpływ na biznes?

Rzeczywiście mieliśmy obawy przed wprowadzeniem ustawy refundacyjno-cenowej. Wiedzieliśmy, nie tylko my jako przemysł, ale także wielu innych graczy na rynku, że nie jest ona doskonała, choć wprowadza też oczywiście zdrowe zasady, np. przejrzystość procesu refundacyjnego. Ale przypomnę o jednym bardzo istotnym jej elemencie – ustawa miała zmniejszyć koszty leczenia dla pacjentów oraz miała udostępnić im nowoczesne leczenie. Niestety w tym zakresie się nie sprawdziła, bo współpłacenie pacjenta w Polsce nadal jest najwyższe ze wszystkich krajów europejskich i niestety nie zwiększyła się istotnie dostępność do nowoczesnych terapii. Podsumowując, budżet NFZ zaoszczędził poważne kwoty – 2 mld zł w pierwszym roku obowiązywania ustawy i prawie 1,4 mld zł w drugim roku – ale nie przełożyło się to na refundację innowacyjnego leczenia, o czym rzadko się mówi.

Jak ocenia pani jeden z pomysłów ministra Arłukowicza, żeby to pielęgniarki miały wypisywać recepty?

Takie rozwiązanie stosowane jest z powodzeniem w niektórych krajach europejskich – pielęgniarki mają możliwość przedłużenia leczenia u pacjentów, którzy mają ustaloną terapię i z którymi nic poważnego się nie dzieje. Jak to będzie wyglądało w praktyce w Polsce – to znak zapytania. Nie wiem, czy środowisko lekarskie i pielęgniarskie jest do tego przygotowane, zarówno od strony mentalnej, jak i formalnej.