Asystent ma mieć kwalifikacje przynajmniej takie jak nauczyciel szkoły podstawowej, co nie oznacza, że w każdym przypadku będą one takie same. Podkreślam, że zatrudnianie asystentów na podstawie kodeksu pracy nie oznacza cichej likwidacji karty - mówi Joanna Berdzik, wiceminister edukacji narodowej.

Rząd w 2012 r. zdecydował o przesunięciu obowiązku szkolnego dla sześciolatków o dwa lata. Tłumaczono wtedy, że w tym czasie szkoły zostaną lepiej przygotowane. Czy MEN sprawdzał, czy samorządy poczyniły ostatnio dodatkowe inwestycje?

Stan szkół na przyjęcie sześciolatków nie był zły również w 2012 r. Samorządy już wtedy deklarowały, że są na to gotowe. Dla nas te dwa lata były o tyle ważne, że mogliśmy wsłuchać się w głosy rodziców i opinie nauczycieli. Dzięki czemu mogliśmy także poprawić i doprecyzować istotne sprawy. Stąd m.in. zmiany w przepisach. W lutym 2014 r. uruchomiliśmy interaktywną mapę szkół, która ma ułatwić rodzicom dostęp do informacji o poszczególnych placówkach. Oprócz danych o samej szkole znajdują się na niej wyniki ankiet dotyczących warunków opieki, nauki i wychowania stworzonych z myślą o sześcioletnich uczniach. Z odpowiedzi udzielonych w ankietach zarówno przez dyrektorów placówek, jak i rady rodziców wynika, że warunki w szkołach są dobre.

Jednak w ankietach pojawiają się też krytyczne opinie ze strony dyrektorów. Czy MEN planuje wesprzeć finansowo te szkoły, w których jest jeszcze dużo do zrobienia?

Każdą szkołę odwiedza wizytator kuratorium oświaty, który także wypełnia ankietę, tak więc informacje podawane przez dyrektora są weryfikowane na miejscu przez wizytatora, a także przez samych rodziców. Pamiętajmy, że te opinie o placówkach nie znikają gdzieś w segregatorach, ale są publikowane w internecie. Każdy może się z nimi zapoznać. Zatem rodzic, który będzie zapisywał dziecko do szkoły, może dokładnie sprawdzić jej stan. Jednak generalnie musimy stwierdzić, że szkoły są przygotowane na przyjęcie sześciolatków. Potwierdzają to nawet dane raportu Stowarzyszenia „Ratuj Maluchy”, który wskazuje naprawdę niewiele szkół nieprzygotowanych na przyjęcie sześciolatków. To były niewielkie liczby, a i tak często były wątpliwości, czy zostały one rzetelnie przedstawione. Jednak rzeczywiście w indywidualnych przypadkach w ankietach pojawiają się dyrektorzy i rodzice, którzy mają zastrzeżenia do stanu przygotowania ich placówek. Najczęściej dotyczy to braku odpowiednich pomieszczeń. Tu będziemy reagować i kontaktować się z organami prowadzącymi.

Z tego, co mi wiadomo, rząd nie przeznaczy pieniędzy na dobudowę dodatkowego skrzydła w budynku szkoły?

Specjalnie na ten cel dodatkowych środków nie zapewnimy. Ale finansowanie oświaty w ostatnich latach jest bardzo duże. Co więcej, z naszych danych wynika, że mimo zwiększonej liczby pierwszaków w roku 2014, w szkołach podstawowych będzie w efekcie mniej uczniów niż 5–6 lat wcześniej. Liczba dzieci w szkołach systematycznie maleje, co oznacza także mniej oddziałów i puste sale. Pamiętajmy także, że średnio klasa pierwsza liczy mniej niż 19 uczniów. Generalnie więc samorządy nie powinny mieć problemów lokalowych, co nie oznacza, że takie sporadyczne sytuacje – w szczególności w dużych miastach – mogą się zdarzyć. Wówczas samorządy będą musiały przeorganizować pracę szkoły tak, żeby edukacja maluchów odbywała się w optymalnych dla nich warunkach.

Wprowadzając szkoły trzyzmianowe?

Z danych Systemu Informacji Oświatowej wynika, że nie ma w Polsce szkół trzyzmianowych. Obecnie na 13,5 tys. placówek zmianowość dotyczy tylko niecałych 10 proc., z czego tak naprawdę tylko 0,5 proc. to szkoły, gdzie uczniowie uczą się w tych samych salach na pełnych dwóch zmianach.

Ale po wakacjach do szkół trafi półtora rocznika dzieci. Łącznie 550 tys. W takiej sytuacji nauka na dwie zmiany będzie jednak częstsza?

Jak już powiedziałam, zmianowość w szkołach nie jest zjawiskiem powszechnym, a pierwszoklasiści nie będą się uczyć do wieczora. Sama byłam nauczycielem w szkole, w której uczyło się 1,4 tys. uczniów. Tam również pracowało się na dwie zmiany, a zajęcia lekcyjne trwały najwyżej do godz. 16. Taka zmianowość nie oznacza w żadnym razie gorszej edukacji. Przypomnijmy, że coraz lepiej działa opieka świetlicowa. Od 2006 r. o 1/4 wzrosła liczba świetlic, a o ponad 100 tys. – liczba korzystających z nich uczniów. Z pewnością po przeanalizowaniu ankiet w tych placówkach, gdzie szkoły zostały słabo ocenione, będziemy się kontaktować i podpowiadać, jak polepszyć warunki nauki.

Telefon z MEN lub wizyta samego ministra niewiele tu pomoże. Może warto pomyśleć o dodatkowych pieniądzach dla samorządów?

W związku z edukacją sześciolatków od 2009 r. samorządy otrzymały znaczne środki finansowe na wsparcie szkół podstawowych. W latach 2009–2012 z budżetu państwa na zadania związane z prowadzeniem tych szkół przekazano prawie 2 mld zł, w tym 1,5 mld zł z części oświatowej subwencji ogólnej. W ubiegłym roku było to 800 mln zł. A przy podziale tegorocznej subwencji wprowadzono tzw. wagę P31, w wyniku której samorządy otrzymają dodatkowo ok. 90 mln zł. MEN prowadziło i prowadzi także inne działania, aby wesprzeć samorządy w dostosowaniu szkół do przyjęcia sześciolatków. Warto wspomnieć tu chociażby o rządowym programie Radosna Szkoła czy programach finansowanych ze środków unijnych – to choćby 200 mln zł na oddziały przedszkolne w szkołach.

Dyrektorzy na spotkaniach z rodzicami mówią, że będą się starali, aby liczba uczniów w klasie nie przekraczała 25 osób, ale może być ich nieco więcej. Czy MEN będzie to kontrolował?

25-osobowe klasy to wymóg prawa, który będzie obowiązywał od 1 września. Wprowadzenie go do ustawy miało na celu jasne i jednoznaczne określenie standardu liczebności dzieci w klasach młodszych. Nie wyobrażam sobie, aby wójt czy prezydent miasta świadomie łamał prawo.

Nawet jak kurator odkryje, że sześciolatki uczą się w klasie liczącej np. 28 uczniów, to dyrektor może się spodziewać co najwyżej zalecenia, aby usunął te nieprawidłowości.

Nie tylko zalecenia. Ustawa o systemie oświaty zakłada możliwość wydawania przez kuratora decyzji administracyjnej wobec dyrektora szkoły nakazującej mu usunięcie uchybień w wyznaczonym terminie. Natomiast organ prowadzący w przypadku naruszenia przepisów prawa otrzymuje zalecenia.

Ale wszyscy zdajemy sobie sprawę, że karty rozdaje samorząd, który zatwierdza arkusz organizacyjny na kolejny rok szkolny. Samorząd może więc nie zgodzić się na dodatkowe etaty nauczycielskie i dopuścić przepełnione klasy.

Mam nadzieję, że do tego typu łamania prawa nie będzie dochodziło.

Za przyzwoleniem rządu posłowie PO doprowadzili też do kolejnej nowelizacji ustawy o systemie oświaty, która zakłada wprowadzenie asystenta nauczyciela. Czy taka osoba może zastępować nauczycieli pracujących na świetlicy?

Nie. Nie może też zastępować nauczycieli pracujących przy tablicy, bibliotekarzy, logopedów i pedagogów szkolnych, a nawet specjalistów prowadzących zajęcia dydaktyczne, których zatrudnianie na warunkach kodeksu pracy dopuszcza ustawa o systemie oświaty.

Czyli obawy związków, że samorządy będą zastępować nauczycieli nietablicowych asystentami są bezzasadne?

Tak. Uchwalone przepisy nie dają takiej możliwości. Asystent nie jest nauczycielem.

Ale ma mieć takie same kwalifikacje jak nauczyciel.

Ma mieć kwalifikacje przynajmniej takie jak nauczyciel szkoły podstawowej, co nie oznacza, że w każdym przypadku będą one takie same. Podkreślam, że zatrudnianie asystentów na podstawie kodeksu pracy nie oznacza cichej likwidacji karty.

A to oznacza, że samorządy nie będą miały motywacji do zatrudniania asystentów. Tym bardziej że nie ma na to dodatkowych pieniędzy. W efekcie uchwalono martwe prawo. Czy asystenci zapewnią lepszą opiekę nad sześciolatkami?

Wierzę, że asystenci będą pojawiali się w szkołach i będą realnym wsparciem dla nauczycieli w pracy z najmłodszymi uczniami. Współpracujemy z resortem pracy, aby samorządy mogły wykorzystać na ten cel również środki funduszu pracy, którymi dysponuje MPiPS. To rozwiązanie jest także szansą na pracę w szkole dla absolwentów studiów pedagogicznych oraz dla bezrobotnych nauczycieli.

Wprowadzono też możliwość odraczania obowiązku nauki wobec niektórych sześciolatków do końca roku kalendarzowego. Jeśli dziecko otrzyma takie odroczenie w październiku, a w przedszkolu, do którego uczęszczało, nie ma miejsca, to co ma zrobić jego opiekun?

Samorząd musi znaleźć miejsce dla takiego dziecka. Oczywiście może zaproponować inne przedszkole znajdujące się na terenie gminy, jeśli w dotychczasowym nie ma miejsc.