Rządzący bardzo lubią się chwalić tym, jak wspierają rodziny, a szczególnie te o najniższych dochodach. Tak się jednak składa, że za nośnym medialnie hasłem skrywają się nieprzemyślane rozwiązania, które stają się utrapieniem dla samorządów. Bo to one właśnie muszą radzić sobie z wprowadzaniem takich zmian w życie. Dobitnie potwierdzają to dwa przykłady z początku roku dotyczące dodatku energetycznego i kontynuacji programu dożywiania.
Pierwsza z wymienionych form pomocy to efekt twórczej pracy posłów, którzy podczas nowelizowania prawa energetycznego postanowili wprowadzić dopłaty do rachunków za prąd. Jak pomyśleli, tak zrobili. Tyle że przy okazji zapomnieli przygotować przepisy określające zasady przyznawania takiego dodatku. Z tego też wynikają kuriozalne problemy z opłatą skarbową, która wynosi prawie tyle samo, ile miesięczne świadczenie, i niską dotacją, za którą samorządy nie będą w stanie obsłużyć nowego zadania.
Nie inaczej stało się z dofinansowaniem bezpłatnych posiłków dla dzieci. Trwający kilka miesięcy spór, czy program dożywiania powinien być kontynuowany w 2014 r. ustawą czy uchwałą, został rozstrzygnięty tak późno, że odpowiednie przepisy zostały przyjęte tuż przed świętami. To, że w związku z tym samorządy nie zdążą przed końcem roku z podjęciem odpowiednich uchwał, nie było trudne do przewidzenia. Praktycznie w całym kraju trwała dwutygodniowa przerwa. A kiedy wolne w końcu się skończyło, powrót do rzeczywistości stał się bardzo bolesny – okazało się, że zagrożona jest pomoc tysiącom dzieci, które mogą nie otrzymać posiłków w szkołach. Tym bardziej że i w tym przypadku nowe przepisy jak na złość okazały się niejasne.
W efekcie mamy tradycyjne zamieszanie, gorączkową wymianę informacji między samorządami, co robić, i wprowadzanie prowizorycznych rozwiązań. Widocznie hasło jakoś to będzie również należy do tych ulubionych przez rząd.