"To nie jest kraj dla starych ludzi” – brzmiał tytuł filmu braci Coen. Apokalipsa wiązała się tam z walizką pełną pieniędzy. Apokalipsa finansowa w Polsce nadciąga, jak wiemy, za jakiś czas nie będzie komu pracować na emerytury kolejnych pokoleń. I apokalipsa ZUS też wydaje się nieuchronna.
Jak pisał w grudniu DGP, jest kilkadziesiąt programów wspierających politykę demograficzną. Wydajemy na to 50 mld rocznie. Ale „polityk” i „polityka” to nie są słowa pomagające zrozumieć problem demograficzny. Taki brytyjski premier David Cameron chce naszych pracowników, ale finansować zasiłki na dzieci zostające w Polsce już nie.
A sami młodzi ludzie? Albo wyjeżdżają z Polski w poszukiwaniu pracy, albo przesuwają zakładanie rodziny i posiadanie dzieci na nieokreślone później. Zmienia się styl życia, a świat oferuje tyle atrakcji, że chęć posiadania dzieci słabnie. Modne jest wciąż bycie singlem bez zobowiązań, teraz jeszcze gender, no i te śmieciowe umowy – wszystko sprzysięga się przeciwko młodym ludziom, by dzieci posiadać.
Wielu Polaków po 40., 50. roku życia ogląda reklamy w TV, gdzie są przekonywani, iż „druga noga konieczna jest w OFE”. Z drugiej strony wielu ze strachem otwiera list z ZUS z informacją o przewidywanej emeryturze. Tak jak znana celebrytka, która skarży się w mediach, że dostanie z ZUS 34 zł emerytury. Jeśli, drodzy czytelnicy, macie dorosłe dzieci, namawiajcie je na robienie wnuków. We własnym dobrze pojętym, finansowym, interesie.
Bo dziś przysłowie mówi: kto ma pszczoły, ten ma miód, kto ma dzieci, ten ma smród, bo tyle z nimi problemów, ale już za 20, 30 lat końcówka zabrzmi: kto ma dzieci, ten... czeka spokojnie na swoją emeryturę.