Przedstawiona właśnie przez resort pracy kolejna zmiana zasad przyznawania świadczenia pielęgnacyjnego jest próbą wyjścia z patowej sytuacji. Zadanie, które stoi przed rządzącymi, jest o tyle trudne, że w jednej ustawie muszą oni pogodzić potrzeby rodziców niepełnosprawnych dzieci, osób zajmujących się dorosłymi krewnymi oraz możliwości finansowe budżetu.
Oczywiście część tych kłopotów rząd sam spowodował nie do końca przemyślanymi wcześniejszymi decyzjami. Najpierw bowiem tak ułatwił dostęp do świadczenia pielęgnacyjnego, że gdy ich rosnąca liczba zaczęła zagrażać brakiem środków na inną pomoc dla rodzin, kurek ze wsparciem został mocno zakręcony. A to musiało doprowadzić do masowych protestów.
Zaproponowane w projekcie nowelizacji zróżnicowanie wysokości świadczenia oraz powiązanie go z dodatkową opinią, która będzie określała, w jakim zakresie osoba niepełnosprawna faktycznie potrzebuje pomocy, wydaje się być dobrym pomysłem. Nie zawsze bowiem posiadanie przez daną osobę orzeczenia o znacznym stopniu niepełnosprawności musi oznaczać, że jest całkowicie uzależniona od pomocy opiekuna.
Diabeł tkwi jednak w szczegółach, bo na razie znana jest tylko część rządowych propozycji. Wciąż brakuje kluczowej informacji dotyczącej tego, jakie kryteria będzie zawierać skala, według której ma być oceniana niesamodzielność niepełnosprawnych członków rodziny. Na pewno nie będzie też tak, że każdy opiekun, który od lipca stracił prawo do świadczenia pielęgnacyjnego, teraz je odzyska. Widać to chociażby po szacunkach dotyczących liczby osób, które będą uprawnione do pomocy. Ma ona wynosić ok. 160 tys., podczas gdy jeszcze do połowy tego roku było to prawie 230 tys. uprawnionych.Tłem całego problemu jest jeszcze czekający na rozpatrzenie przez Trybunał Konstytucyjny wniosek RPO w sprawie odebranych w lipcu świadczeń. To wszystko powoduje, że chyba nikt nie jest w stanie przewidzieć, jak w przyszłym roku będzie wyglądała faktyczna pomoc dla opiekunów.