Od początku polskiej transformacji jednym z częstszych bon motów wygłaszanych przez polityków na temat polityki społecznej jest słynne: „Lepiej dawać wędkę niż rybę”.
Deklamowali je przedstawiciele różnych partii, krytykując politykę społeczną poprzedników i zapowiadając znaczące zmiany. Ale i w tym przypadku okazuje się, że łatwiej krytykować, niż wprowadzić dobre rozwiązania. Pierwsze pokolenie urodzone w wolnej Polsce i w gospodarce rynkowej kończy studia, a recepty wciąż brak. I okazuje się, że część tego pokolenia pójdzie w ślady ojców i dziadków, korzystając z niehojnej pomocy społecznej. Tym razem jednak nie mamy dwudziestu lat w zapasie i rozgrzeszenia w postaci trwającej transformacji. Problem będzie stawał się coraz większy z powodu zmian demograficznych. Ci energiczni, chętni do pracy będą nadal zasilać firmy w Wielkiej Brytanii czy Niemczech, a ci przyzwyczajeni do tego, że państwo da, zostaną tutaj.
Pokazują to dane Komisji Europejskiej, która starała się wytropić takie zjawisko jak turystyka zasiłkowa. Okazało się, że nie istnieje; ci, którzy wiążą przyszłość z życiem z zasiłku, trwają na miejscu. Dlatego potrzebne są bardziej elastyczne formy pomocy nastawione w maksymalnym stopniu na uzależnienie pomocy od efektów. Widać, że to problem, który musi być już rozwiązywany w skali poszczególnych regionów. Inaczej wkrótce zamiast gmin ze strukturalną biedą będziemy mieli takie zjawisko w odniesieniu do całych województw. A politycy muszą zrozumieć, że faktycznie trzeba przygotować dla tych miejsc prawdziwą wędkę, a nie liczyć po cichu na złotą rybkę, która spełni ich życzenia.