ZUS nie trwoni pieniędzy podatników – taki komunikat płynie z wyjaśnień biura prasowego zakładu, które tłumaczy, dlaczego ważne dla klientów instytucji decyzje przychodzą listem zwykłym zamiast poleconym. I już chciałoby się klasnąć w ręce i krzyknąć „brawo”, ale przychodzi chwila zastanowienia.
Wyobraźmy sobie: ZUS zdecydował, że np. wstrzymuje nam wypłatę zasiłku chorobowego. A my nic o tym nie wiemy, bo listonosz zapomniał wrzucić kopertę do skrzynki, gdyż akurat nie miał głowy, za to miał kaca. A my zgodnie z prawem mamy miesiąc na odwołanie się od decyzji. Tylko nie wiemy, że w ogóle powinniśmy to zrobić.
W podobny sposób oszczędzają inne instytucje, np. PGNiG, banki czy operatorzy komórkowi, które wysyłają ważne pisma listem zwykłym. Efekt jest zawsze ten sam – niekorzystny dla klienta. Znam przypadek, kiedy do pewnego domu nie dotarł rachunek za gaz. Ale dotarli monterzy i zamknęli zawór. Pechowy abonent musiał nie tylko uiścić rachunek z odsetkami, ale też wybulić sporą kwotę na naprawę pieca, który zepsuł się z powodu odcięcia paliwa.
Takimi przykładami może sypnąć każdy. Wniosek? Oszczędności – jak najbardziej. Jednak proszę, nie naszym, klientów, kosztem. Jeśli nie chcecie dać zarobić Poczcie Polskiej, to może przynajmniej te najważniejsze informacje przysyłajcie do nas e-mailem. Zamiast ganiać po domach listonoszy z emeryturami, wysyłajcie je na emeryckie konta (wystarczyłoby lekko zmienić prawo – może tu powinien spocząć wzrok ministra, nie przegapię ani złotego, Rostowskiego). I warto by pomyśleć nad ćwiczeniem się w cnocie skromności. Może w tym roku zamiast 212 mln zł dla pracowników ZUS wypłacić połowę? A budując kolejny oddział, powstrzymać się od marmurów?