Pracodawcy chcieliby, aby w przypadku kryzysu w firmie mogli zmniejszać liczbę etatów bez jednoczesnej redukcji zatrudnienia i dzielić pracę między pracowników.

Brak przepisów o instytucji, która pozwala na dzielenie się pracownikom pracą, czyli tzw. jobsharingu, jest istotną barierą wstrzymującą rozwój firm - uważa Polska Konfederacja Pracodawców Prywatnych Lewiatan. Pracodawcy z tej organizacji opowiadają się za tym, żeby w razie przejściowych trudności ekonomicznych przedsiębiorstw szefowie firm mogli czasowo zredukować wymiar czasu pracy pracowników i podzielić pracę między różnych zatrudnionych.
Według Lewiatana takie rozwiązanie - usankcjonowane wcześniej w kodeksie pracy - mogłoby być wprowadzane do firm na mocy porozumienia ze związkami zawodowymi lub z przedstawicielstwami pracowników. Mogłoby mieć także formę wypowiedzenia zmieniającego, czy porozumienia między pracodawcą a pracownikiem. Takie dzielenie się pracą, w opinii ekspertów Lewiatana, nie powinno obejmować więcej niż 10 proc. zatrudnionych.
- Obawiam się, że nie uda się wprowadzić do naszego ustawodawstwa tak pojmowanego jobsharingu. Jest on wprawdzie korzystny dla pracodawcy, ale nie zabezpiecza interesów pracowników, a przez to może być bojkotowany przez związki zawodowe - uważa Henryk Michałowicz, ekspert Konfederacji Pracodawców Polskich.
Jak dodaje, jobsharing w klasycznej postaci oznacza, że pracodawca może zatrudnić dwie osoby na jednym stanowisku pracy. Najczęściej na trzy, cztery godziny dzięki temu umożliwia im godzenie życia rodzinnego i pracy. Jest to jednak dla niego kosztowne, bo tworzy dodatkowe stanowiska pracy.
Forma zaproponowana przez Lewiatana oznacza, że etat byłby dzielony np. na połowę, na dwie osoby.
- W związku z tym, rodzi się pytanie, czy druga osoba zatrudniona na tym samym stanowisku jest w stanie wdrożyć się w pracę i czy nie dochodzi pomiędzy tymi pracownikami do kolizji interesów - zastanawia się Henryk Michałowicz.
Błażej Miszna, właściciel firmy komputerowej z województwa świętokrzyskiego, chciałby, żeby takie rozwiązanie znalazło się w kodeksie pracy. Obawia się jednak sprzeciwów pracowników, którzy oprócz swoich obowiązków musieliby wykonywać zadania innego pracownika.
Według niego, bardziej celowe byłoby wprowadzeniem klasycznej koncepcji jobsharingu, która mogłaby być wykorzystana nie tylko wtedy, gdy firmy przeżywają kłopoty finansowe. Zgodnie z nią jednak, określona liczba osób dzieli między sobą obowiązki, urlopy, wszelkiego rodzaju świadczenia oraz wynagrodzenie. W związku z tym pracodawca ponosi koszty utrzymania jednego etatu, otrzymując pracę, wiedzę i doświadczenie dwóch lub większej liczby osób.
Warto pamiętać, że praca w takiej formie jest idealnym rozwiązaniem dla matek wychowujących małe dzieci, emerytów, osób rozpoczynających pracę, studentów oraz dla wszystkich, którzy z przyczyn osobistych nie mogą pracować w pełnym wymiarze godzin.
- Podział obowiązków dawałby mi szansę na ciągłe zatrudnienie. Miałabym także możliwość dopasowania obowiązków do moich możliwości - mówi Magdalena Raczkiewicz, studentka medycyny.
SZERSZA PERSPEKTYWA - PRAWA PACJENTA W UE
Idea jobsharingu narodziła się w Wielkiej Brytanii. Obecnie dużym powodzeniem cieszy się przede wszystkim w Holandii, ale także w innych krajach Unii Europejskiej.
IZABELA RAKOWSKA-BOROŃ