■ Pracodawcy chcą krócej wypłacać pracownikom wynagrodzenie chorobowe ■ Pracownicy po 50 roku życia powinni otrzymywać zasiłek z ZUS od pierwszego dnia choroby ■ Propozycje te powinny być częścią umowy społecznej, która ma być zawarta do sierpnia


Chcemy, aby pracodawca płacił wynagrodzenie chorobowe za 14 dni, a nie jak jest dzisiaj, aż za 33 dni – podkreśla Jacek Męcina, ekspert Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych Lewiatan. Szacuje się, że przyjęcie takiego rozwiązania pozostawi w rękach przedsiębiorców około 1,5 mld złotych. Pieniądze te mogłyby być przeznaczone na tworzenie nowych miejsc pracy czy inwestycje. Okazją do zaproponowania zmiany ma być umowa społeczna, którą rząd planuje zawrzeć do końca sierpnia z pracodawcami i związkami zawodowymi. – 14-dniowy okres wypłacania wynagrodzenia chorobowego to optymalne rozwiązanie. Obecny 33-dniowy okres, za który pracodawca płaci wynagrodzenie chorującemu pracownikowi, jest zbyt długi. Szczególnie boleśnie odczuwają to mali pracodawcy. Nowa regulacja wpłynie na obniżenie kosztów pracy – uważa Jan Cieszkowski, właściciel firmy Anilon z Milicza (zatrudnia 12 pracowników).

Każdy płaci składkę

Obecnie, mimo że pracownik opłaca składkę na ubezpieczenie chorobowe (2,45 proc. pensji brutto), z której ma być finansowane wynagrodzenie w czasie choroby, to pracodawca wypłaca je przez pierwsze 33 dni zwolnienia w danym roku. W 2006 roku kosztowało to firmy 2,61 mld zł. – Dziś pracownicy nie wykorzystują choroby do wykonania fuchy czy załatwienia spraw w urzędzie. Zwolnienia biorą ci, którzy są chorzy. Pracodawcy i tak płacą składki na ubezpieczenie chorobowe, więc więcej obowiązków powinien przejąć ZUS – mówi Stanisław Kapusta, właściciel Firmy Kis z Kolbuszowej (zatrudnia 30 pracowników). Nie wiadomo, dlaczego w kodeksie pracy znalazł się przepis, że pracodawca ma płacić akurat za 33 dni choroby pracownika w ciągu roku. Zdaniem Jana Klimka, wiceprezesa Związku Rzemiosła Polskiego, taka liczba dni może być związana z przeciętnym okresem korzystania ze zwolnienia lekarskiego w ciągu roku. – Obecnie obowiązujące rozwiązanie sprawia, że wielu pracodawców zawsze płaci za czas choroby swoich pracowników – podkreśla Jan Klimek. – Bardzo długi okres, w którym pracodawca płaci wynagrodzenie chorobowe, sprawia, że tylko raz na kilka lat ZUS wypłaca któremuś z moich pracowników zasiłek – dodaje Mirosława Szafrańska, przedsiębiorca z Łodzi.

Pracodawcy mówią tak

Postulat większego zaangażowania ZUS w wypłacanie świadczeń za czas choroby pracownika jest pozytywnie oceniany przez pozostałe organizacje zrzeszające pracodawców. – Od lat walczymy o zmniejszenie obowiązków nakładanych na pracodawców w związku z chorobą pracownika. Od 1 stycznia 2003 r. okres wypłaty wynagrodzenia chorobowego został obniżony z 35 do 33 dni. Jednak zmiana ta ma charakter symboliczny. Potrzebne jest radykalne skrócenie okresu wypłacania wynagrodzenia chorobowego. Na zmiany czekają szczególnie mali pracodawcy – uważa Jan Klimek. Zdaniem Henryka Michałowicza z Konfederacji Pracodawców Polskich trzeba rozważyć uzależnienie skali obciążeń wobec chorujących od wielkości firmy. Propozycja specjalnego potraktowania małych przedsiębiorców jest zgodna z tym, co znalazło się w projekcie nowego kodeksu pracy przygotowanego przez Komisję Kodyfikacyjną Prawa Pracy. Chodzi o to, aby za 14 dni choroby płaciły firmy zatrudniające ponad 20 pracowników, a za 7 dni pozostałe. Pracodawcy z KPP proponują także inne rozwiązanie ograniczające wypłaty przez firmy wynagrodzeń za czas choroby pracownika. Chcą wsparcia zatrudniania osób powyżej 50 roku życia. KPP chce, by takim osobom pracodawca nie musiał płacić wynagrodzenia chorobowego. Od pierwszego dnia choroby powinni otrzymywać oni zasiłek chorobowy.

Eksperci też są za

Propozycję skrócenia okresu wypłacania wynagrodzenia chorobowego przez pracodawcę i większe zaangażowanie ZUS w rekompensowanie pracownikom utraconych z powodu choroby zarobków popierają eksperci. – Stać nas na skrócenie okresu obciążenia pracodawcy z tytułu choroby pracownika nawet do 7 dni. Co roku fundusz chorobowy ma ponadmiliardową nadwyżkę, którą ZUS przesuwa na pokrycie deficytu. Takie działanie nie jest w porządku w stosunku do osób, które płacą składkę chorobową – uważa prof. Mieczysław Kabaj z Instytutu Pracy i Spraw Socjalnych. – Propozycja pracodawców wydaje się racjonalna. Nie przyczyni się do radykalnego obniżenia kosztów pracy przedsiębiorców, ale w połączeniu z innymi pomysłami, np. zmiejszeniem składki rentowej, ma swoje znaczenie. Jednak trzeba pamiętać, że jej sfinansowanie może być dla ZUS zbyt kosztowne – uważa Maciej Grabowski z Instytutu Badań nad Gospodarką Rynkową. Zdaniem prof. Kabaja reforma ta byłaby korzystna nie tylko dla pracodawców, ale także dla pracowników, którzy zamiast korzystać ze zwolnienia lekarskiego, wykorzystują urlop wypoczynkowy, aby nie pogarszać swojego statusu w firmie.

Jakie koszty

Świadczenia wypłacane chorym pracownikom, oprócz tych finansowanych przez pracodawcę, realizowane są z Funduszu Ubezpieczeń Społecznych. Fundusz chorobowy od lat ma nadwyżkę. Na przykład w ubiegłym roku wpłynęło do niego 6,68 mld zł, a na zasiłki chorobowe przeznaczył on 5,25 mld zł. ZUS może jednak przesuwać nadwyżkę do innych deficytowych funduszy (na przykład emerytalnego czy rentowego). Tak też robi, a mimo to nie wystarcza mu pieniędzy ze składek na wypłatę świadczeń. Otrzymuje więc dotacje z budżetu i zadłuża się w bankach. W tym roku dotacja dla ZUS wynosić ma ponad 22 miliardy złotych. Krótszy czas wypłacania wynagrodzenia za czas choroby sprawiłby, że dotacja w pierwszym okresie byłaby większa. Zdaniem profesora Mieczysława Kabaja, nawet gdyby doszło do nadmiernego uszczuplenia środków funduszu z tytułu wyższych wypłat zasiłków chorobowych, to przy 7-dniowym obowiązku wypłacania wynagrodzenia za czas choroby byłaby to kwota rzędu 600–700 mln zł. Łatwo ją pokryć dzięki minimalnemu podniesieniu składki chorobowej. – Można rozważyć przyjęcie rozwiązania, w którym przez trzy kolejne lata składka na ubezpieczenie chorobowe byłaby zwiększana o 0,08 proc. Wzrostem składki w równym stopniu powinni być obciążeni po połowie pracodawcy i pracownicy. W takim wariancie wysokość składki wzrosłaby średnio o 2 złote miesięcznie – uważa prof. Mieczysław Kabaj.