W Polsce pracuje obecnie prawie 15,6 mln osób i jest to najlepszy wynik od 1989 roku. Od momentu przystąpienia Polski do UE firmy stworzyły prawie 2,1 mln nowych miejsc pracy. Po raz pierwszy od dziewięciu lat zmniejszyła się liczba osób pracujących na podstawie umów na czas określony.
NOWOŚĆ
Z najnowszych danych GUS wynika, że w latach 2004-2007 firmy działające w Polsce stworzyły 2,07 mln nowych miejsc pracy. Przeczy to obiegowej opinii, że wyłącznie emigracja przyczyniła się do spadku wskaźnika bezrobocia.
Poprawiająca się sytuacja na rynku pracy powoduje też, że firmy, zabiegając o pracowników, coraz chętniej zatrudniają ich na podstawie umów na czas nieokreślony. W 2007 roku po raz pierwszy od 1998 roku zmniejszyła się liczba osób pracujących na podstawie czasowych kontraktów. Nadal jednak w Polsce ponad 14,4 mln osób jest biernych zawodowo, tj. ani nie pracuje, ani nie szuka pracy. Połowa z nich jest w wieku produkcyjnym. Polsce wciąż daleko do założonego w tzw. Strategii Lizbońskiej 70-proc. wskaźnika zatrudnienia.

Usługi i przemysł na plusie

GUS, który od początku lat 90-tych prowadzi Badania Aktywności Ekonomicznej Ludności (BAEL), wskazuje, że w Polsce pracuje (dane za IV kwartał 2007 r.) 15,54 mln osób. To ponad 2 mln więcej niż w I kwartale 2004 r., tj. tuż przed naszym przystąpieniem do UE. Tylko raz w historii tych badań - w sierpniu 1998 r. - liczba pracujących osiągnęła obecny poziom. Dzięki powstającym miejscom pracy w ostatnich czterech latach ponaddwukrotnie zmniejszyła się liczba bezrobotnych i wskaźnik bezrobocia. Na początku 2004 roku osób do pracy było 3,5 mln, a bezrobocie wynosiło 20,7 proc. Na koniec ubiegłego roku ich liczba spadła do 1,45 mln, a bezrobocie do 8,5 proc.
- Taka poprawa jest zjawiskiem bezprecedensowym - uważa Jan Rutkowski, główny ekonomista w regionie Europy Centralnej Banku Światowego.
Jego zdaniem, nigdzie na świecie nie zdarzyło się, aby bezrobocie zmniejszyło się tak znacznie w tak krótkim czasie.
- Na przykład Hiszpanie obniżali wysoki wskaźnik bezrobocia przez około 20 lat - podkreśla.
Miejsca pracy powstają też w branżach najbardziej pożądanych w nowoczesnej gospodarce. W usługach pracuje obecnie 8,51 mln osób, a w przemyśle 4,86 mln. Cztery lata temu takich osób było odpowiednio 7,35 mln i 3,83 mln. W tych dwóch sektorach firmy stworzyły więc w tym czasie 2,19 mln miejsc pracy. Maleje za to liczba pracujących w rolnictwie.

Co drugi nie pracuje

Poprawiająca się sytuacja na rynku pracy powoduje wzrost wskaźnika zatrudnienia. Jak tłumaczy prof. Elżbieta Kryńska z Uniwersytetu Łódzkiego, lepiej obrazuje on sytuację na rynku pracy niż wskaźnik bezrobocia.
- Poziom bezrobocia zależy często od ustawodawcy, bo może on tak zdefiniować bezrobotnego, że mimo iż osoba jest bez pracy, to nie jest zaliczana do bezrobotnych - tłumaczy.
GUS podaje, że wskaźnik zatrudnienia osób w wieku 15-64 lata (ten wskaźnik ma zgodnie ze Strategią Lizbońską wynieść w 2010 roku 70 proc.) w IV kwartale 2007 r. wynosił 58,1 proc. Mimo że jest o ponad 7 pkt proc. wyższy niż na początku 2004 roku, wciąż jest niski. Średnia w UE to ponad 65 proc.
Jan Rutkowski wskazuje, że niska stopa zatrudnienia przekłada się na niższy dobrobyt danego kraju. Jeżeli mało osób pracuje, to i dochód na osobę jest niższy. Ponadto pracujący muszą finansować świadczenia osób biernych, dlatego ich dochody są niższe. Płacą wyższe podatki i składki.
Niski wskaźnik zatrudnienia w Polsce to głównie efekt małej liczby pracujących osób, które ukończyły 45 lat, ale nie osiągnęły wieku emerytalnego. Obecnie pracuje 56,7 proc. z nich.
- To efekt polityki prowadzącej do dezaktywizacji starszych osób, która polegała na łatwym dostępie do wcześniejszych emerytur, rent czy świadczeń przedemerytalnych - podkreśla Julian Zawistowski, wiceprezes Instytutu Badań Strukturalnych.

Biernych nie ubywa

Między innymi dlatego wciąż wiele osób pozostaje biernych zawodowo. Ich liczba prawie się nie zmniejsza mimo zdecydowanego wzrostu liczby pracujących. W I kwartale 2004 r. było ich 14,08 mln, a obecnie jest ich 14,42 mln. Jak wskazują eksperci, najgorsze jest to, że połowa z nich (7,25 mln) to osoby w tzw. wieku produkcyjnym. Część z nich kształci się lub jest niezdolnych do pracy ze względu na stan zdrowia, ale wiele korzysta ze świadczeń społecznych i w związku z tym nie pracuje. Julian Zawistowski wskazuje, że liczba osób biernych zawodowo zwiększa się też ze względu na zmiany demograficzne, głównie starzenie się ludności.
Według niego, trudno jest aktywizować osoby, które od jakiegoś czasu pozostają na świadczeniach, ale powinno się ograniczać odpływ ludzi z aktywnych zawodowo do biernych. Eksperci zwracają uwagę, że oprócz likwidacji rozwiązań zachęcających do opuszczania rynku pracy (wygaszenie wcześniejszych emerytur, świadczeń przedemerytalnych czy objęcie emeryturami pomostowymi niewielkiej liczby osób) konieczne jest wprowadzenie realnego programu aktywizacji. W rejestrach urzędów pracy pozostały osoby, które najtrudniej jest aktywizować.
Marek Rymsza z Instytutu Spraw Publicznych zwraca też uwagę, że poza tym rejestrem są osoby szczególnie narażone na trwałe wykluczenie z rynku pracy. Chodzi głównie o niepełnosprawnych i osoby starsze.
- A rząd wciąż za mało uwagi przykłada do ich aktywizacji - podkreśla Marek Rymsza.
Tłumaczy, że poprawiające się dane dotyczące rynku pracy są efektem podejmowania zatrudnienia przez osoby, które są aktywne zawodowo, tj. takie, które jeśli nie pracują, to zatrudnienia szukają. Natomiast wiele osób niepełnosprawnych czy w wieku przedemerytalnym w ogóle nie poszukuje pracy.
- Trzeba więc zmienić system aktywizacji niepełnosprawnych, wygasić zachęty do odchodzenia z rynku pracy na świadczenia i uruchomić program aktywizacji skierowany też do osób niezarejestrowanych w urzędach pracy - podkreśla Marek Rymsza.

Więcej umów bezterminowych

Z danych GUS wynika też, że po raz pierwszy od 1998 roku zmniejszyła się liczba osób pracujących na podstawie umów na czas określony. Ich liczba rosła bardzo dynamicznie od 1997 roku. Wtedy pracowało na czas określony 6 proc. osób, w 2002 roku już 16,8 proc., a w III kwartale ubiegłego roku 28,7 proc. Tendencja ta odwróciła się w IV kwartale. Na 12 mln osób zatrudnionych na etatach 3,4 mln pracuje na podstawie czasowych kontraktów. To 28,3 proc. zatrudnionych.
Julian Zawistowski zauważa, że zmiana tego trendu świadczy o poprawiającej się sytuacji pracowników na rynku pracy. Pracownicy mają większą możliwość wpływania na pracodawców i egzekwowania od nich bezterminowych kontraktów. Dodaje, że dane te mogą też świadczyć o zmniejszających się przepływach na rynku pacy. Mniej osób jest zwalnianych, a dzięki temu, że pracują dłużej, ich umowy terminowe są przekształcane w bezterminowe.
Andrzej Radzikowski, wiceprzewodniczący OPZZ wskazuje, że jest jeszcze za wcześnie, aby ocenić, czy te dane oznaczają, że firmy zaczną teraz przekształcać czasowe kontrakty w bezterminowe umowy.
- Dobrze, że takich umów nie przybywa - ocenia.
Wskazuje jednak, że jest ich wciąż za dużo, a w Polsce oprócz Hiszpanii najwięcej pracowników w UE pracuje na podstawie czasowych umów. Jego zdaniem część pracodawców zrozumiała, że bezterminowa umowa jest dla nich często korzystniejsza. Jeśli gwarantują stabilizację zatrudnienia pracownikowi, to pracuje on wydajniej i jest mniej skłonny do zmiany miejsca pracy.
- Jeśli nadal prawie co trzecia osoba będzie zatrudniania na czas określony, będziemy postulować, aby pracownik nie mógł pracować w danej firmie na umowę na czas określony dłużej niż dwa, trzy lata - mówi Andrzej Radzikowski.

Recesja czy poprawa

Eksperci zgadzają się, że tak dynamiczna poprawa sytuacji na rynku pracy jest nie do powtórzenia. Julian Zawistowski uważa, że w niedługim czasie osiągniemy stabilizację. Eksperci wskazują jednak, że tę sytuację może pogorszyć to, że polskie firmy mogą zetknąć się z barierą braku siły roboczej. Jan Rutkowski mówi, że tak jest w krajach nadbałtyckich i spowodowało to znaczny wzrost inflacji, która sięga kilkunastu procent.
- To powoduje destabilizację makroekonomiczną, mniejszy napływ inwestycji, niższy poziom inwestycji rodzimych firm, podwyższanie stóp procentowych i w konsekwencji może prowadzić do recesji - podkreśla Jan Rutkowski.
W jego opinii, aby tego uniknąć, konieczne jest aktywizowanie osób, które mogą pracować. Chodzi głównie o osoby w wieku przedemerytalnym. Dalszej poprawie sytuacji na rynku pracy może też zaszkodzić spowolnienie światowej gospodarki i spadek popytu na towary i usługi wytwarzane przez działające w Polsce firmy. Wtedy nie będą one zatrudniać nowych pracowników, a mogą wręcz ich zwalniać. Jeśli jednak utrzyma się w miarę stabilny rozwój gospodarki, a rząd podejmie wysiłek aktywizacji osób w wieku produkcyjnym, sytuacja może się poprawiać.
- Rząd musi podjąć niepopularne decyzje, oprzeć się naciskom różnych lobby i wygasić wcześniejsze emerytury, uruchamiając równocześnie program aktywizacji kierowany głównie do osób w wieku przedemerytalnym. Wtedy firmy będą mieć mniejsze trudności ze znalezieniem pracowników - tłumaczy Jan Rutkowski.
SZERSZA PERSPEKTYWA
W grudniu 2007 r. wskaźnik bezrobocia wyniósł dla 27 krajów UE 6,8 proc. Bez pracy pozostaje 16,2 mln osób. Najniższe bezrobocie jest w Holandii, Dani, na Cyprze i Litwie. Nie przekracza tam 4 proc., a w Holandii wynosi zaledwie 2,9 proc. Najwyższe bezrobocie jest na Słowacji. W Polsce wskaźnik bezrobocia (8,1 proc.) jest zbliżony do średniego w UE. W grudniu po raz pierwszy od maja 2004 r. Polska wyprzedziła pod tym względem nie tylko Słowację, ale też inne kraje UE. Wyższe bezrobocie jest w Hiszpanii (8,6 proc.), Portugalii (8,2 proc.) i Grecji (8,2 proc.).