Uczelnie niepubliczne domagają się, aby ich oferta stacjonarna była finansowana z budżetu. To uruchomiłoby konkurencję o publiczne fundusze i podniosło jakość studiów. Resort nauki na razie nie komentuje propozycji.
Zbliżający się wielkimi krokami niż demograficzny w pierwszej kolejności dotknie szkolnictwo niepubliczne. Między innymi dlatego przedstawiciele tego sektora edukacji coraz głośniej domagają się, aby budżet współfinansował ich ofertę edukacyjną.
Prawie 60 procent studentów płaci za naukę / DGP

Miliardy z własnej kieszeni

Kilka milionów dyplomów. Co roku kilkaset tysięcy miejsc na studiach, ponad trzysta szkół i około setka wybudowanych od zera ośrodków akademickich z pełną bazą edukacyjną. To jest 20-letni wkład sektora niepublicznego w rozwój szkolnictwa wyższego – wymienia prof. Waldemar Tłokiński, szef Konferencji Rektorów Zawodowych Szkół Polskich, zrzeszającej ponad 200 niepublicznych uczelni.
W Polsce kształci się prawie 2 miliony studentów, co daje nam jeden z najwyższych na świecie wskaźników skolaryzacji. Jednak ponad połowa z tej grupy sama płaci za swoją edukację. W 2009 roku tylko za naukę w uczelniach niepublicznych zapłaciliśmy blisko 3 mld zł.
– Dotacja budżetowa do uczelni niepublicznych jest także potrzebna państwu, bo tylko dzięki niej pojawi się konkurencja, a w ślad za nią efektywność i jakość. Potrzebna jest także nam, nie do celów komercyjnych, ale aby szkoły niepubliczne mogły normalnie funkcjonować i się rozwijać. A to jest niemożliwe bez studiów stacjonarnych – dodaje prof. Tadeusz Pomianek, prezes Polskiego Związku Pracodawców Prywatnych Edukacji PKPP Lewiatan, rektor Wyższej Szkoły Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie. Tłumaczy, że w ciągu ostatnich pięciu lat roczny nabór na studia stacjonarne na uczelniach niepublicznych zmalał z blisko 50 tys. do 24 tys.
Uczelnie niepubliczne mocno odczuły także spadek liczby chętnych na studiach niestacjonarnych. W 2007 roku przyjęły ich 132 tys., w 2010 już tylko 96 tys. Zdaniem prof. Tłokińskiego w walce o studenta uczelnie publiczne, mając komfort finansowania z budżetu, obniżają wymagania rekrutacyjne oraz wydłużają sam proces rekrutacji. – Angażowane są wszelkie możliwe zasoby na rzecz wzrostu liczby studentów zamiast zwiększenia aktywności w zakresie badań naukowych i współpracy z gospodarką. Dobre, duże uczelnie powinny się skupić na prowadzeniu kształcenia na poziomie magisterskim i doktorskim, na badaniach naukowych i współpracy z gospodarką, a także powinny kształcić kadrę dla pozostałych szkół – wtóruje mu prof. Pomianek.

Obiecująca strategia

Taki model finansowania uczelni zakłada przygotowana na zlecenie resortu nauki strategia rozwoju szkolnictwa wyższego do 2020 r. Czytamy w niej, że ze środków publicznych powinny być finansowane studia w trybie stacjonarnym w ramach kontraktów zawartych przez MNiSW z uczelniami publicznymi i niepublicznymi. Strategia ta zakłada także państwowe dotacje na działalność badawczą w trybie konkursowym, do których będą mogły przystępować również uczelnie niepubliczne. Według niej ten sektor edukacji powinien mieć również możliwość udziału w konkursach na dotacje, które pozwolą zatrudniać wybitnych naukowców oraz zwiększą mobilność studentów.
Kiedy te rekomendacje mogą zamienić się w prawo dotyczące uczelni wyższych? – Obecnie Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego skupia się na monitorowaniu, jak wdrażana jest reforma szkolnictwa wyższego, później przyjdzie czas na dalsze analizy, jak ten system funkcjonuje – mówi Bartosz Loba, rzecznik MNiSW.
Temat dla resortu jest trudny, bo analitycy pracujący na zlecenie MNiSW wskazali, że uczelnie publiczne przyzwyczajone do budżetowego strumienia pieniędzy są nieprzygotowane do działania w warunkach konkurencji.
Jak to robią na świecie
Uczelnie niepubliczne najczęściej są finansowane na trzy sposoby.
Mogą być związane z filantropem, który zakłada szkołę, a następnie wspiera ją przez określony czas. Oprócz doraźnych darowizn na cele rozwojowe sponsor może ufundować szkole kapitał żelazny, który pozwala uczelni utrzymywać się z zysków z niego. Tak funkcjonuje Central European University, który otrzymał od George’a Sorosa kapitał w wysokości 480 mln dol.
Drugim sposobem jest powołanie szkoły przez znanych intelektualistów, naukowców lub osoby publiczne, którzy firmują inicjatywę swoim nazwiskiem, a jako pomysłodawca wymieniany jest sponsor np. pochodzący ze świata biznesu.
Powoływane są też szkoły będące filią bądź franczyzą szkół o ugruntowanej już opinii. Wtedy pozyskują kapitał od fundatorów bądź otrzymują go w formie kapitału żelaznego.