Albo niższa składka do Funduszu Pracy, albo zawieszenie jej na kilka lat. Takie zmiany przedsiębiorcom proponuje resort pracy.
Nie będzie już nadwyżek w Funduszu Pracy, bo resort pracy proponuje reformę zasad opłacania składki przez pracodawców. Chodzi o to, żeby wpływy nie były znacząco wyższe od jego wydatków. Pieniądze nie będą więc leżały bezużytecznie na koncie bankowym. Firmy popierają pomysł resortu, bo zmniejszy to koszty pracy. Ograniczenie przychodów funduszu ma jednak też złą stronę. Jeżeli stopa bezrobocia pójdzie ostro w górę, może się okazać, że jest za mało pieniędzy na walkę z bezrobociem.

Nadwyżki w funduszu

Z planu finansowego Funduszu Pracy (FP) wynika, że pod koniec 2011 roku będzie w nim 5,36 mld zł niewykorzystanych środków, a pod koniec 2012 roku aż 7,17 mld zł.
– Pieniądze te pochodzą ze składek pracodawców i powinny być przeznaczone na zwalczanie bezrobocia. W związku z tym, że tak nie jest, należy rozważyć obniżenie składki lub jej czasowe niepobieranie – mówi Jolanta Fedak, minister pracy i polityki społecznej.
Profesor Elżbieta Kryńska z Uniwersytetu Łódzkiego tłumaczy, że propozycja minister pracy ma słabą stronę.
– W funduszu może być niewystarczająca ilość środków finansowych na zwalczanie wysokiego bezrobocia – mówi Elżbieta Kryńska.
Takie zagrożenie istnieje, jeśli jest spowolnienie gospodarcze. Wtedy firmy redukują zatrudnienie. Spadają tym samym wpływy do funduszu.
– Ograniczenie środków spowoduje, że powiatowe urzędy pracy będą musiały efektywniej nimi gospodarować, doprowadzając do zatrudnienia jak największej liczby bezrobotnych – mówi Jan Rutkowski z Banku Światowego.
Sytuacja finansowa Funduszy Pracy / DGP
Zdaniem Juliana Zawistowskiego z Instytutu Badań Strukturalnych likwidacja nadwyżki w funduszu jest też dobra z innych powodów. Skończy się wydawanie jego pieniędzy na bezsensowne cele niezwiązane z aktywizacją. Jak wyliczyli eksperci Business Centre Club (BCC), systematycznie przybywa zadań finansowanych z FP. O ile w 2004 roku było ich 46, to obecnie jest ich już 65.
– Skokiem na kasę było obciążenie od 2009 r. Funduszu Pracy kosztami stażów podyplomowych oraz szkoleń specjalizacyjnych lekarzy, dentystów, położnych i pielęgniarek – przekonuje Wojciech Warski z BCC.
Natomiast dwa lata wcześniej pojawił się pomysł przekazania z funduszu do NFZ 3,5 mld zł, żeby zwiększyć jego płynność finansową.
Wprowadzenie zmiany proponowanej przez resort pracy spowoduje, że minister finansów nie będzie mógł zaliczyć nadwyżki funduszu do aktywów budżetu, zmniejszając tym samym jego deficyt.

Firmy zacierają ręce

Zmiany proponowane przez minister pracy chwalą pracodawcy. Sami zresztą od wielu lat je postulują. Ich zdaniem wyższe od zaplanowanych dochody FP w powiązaniu z niższymi wydatkami przemawiają za tym, aby obniżyć składkę. Dziś jest ona obciążeniem negatywnie wpływającym na rynek pracy, konkurencyjność przedsiębiorstw, a także polską gospodarkę.
– Redukcja składki przy tak dobrej sytuacji funduszu nie powinna wywołać negatywnych skutków, zmniejszy natomiast koszty funkcjonowania przedsiębiorstw, co w efekcie może przełożyć się na wzrost inwestycji, a tym samym zatrudnienia – mówi Jeremi Mordasewicz z PKPP Lewiatan.
Ostatnio pracodawcy sami zaproponowali inny sposób wykorzystania środków FP. Pomysł jest prosty: te firmy, które stworzą fundusz szkoleniowy, zapłacą niższą o jeden punkt procentowy składkę na FP. Dzięki dodatkowym pieniądzom mogliby częściej oferować pracownikom podnoszenie kwalifikacji. Ze środków zgromadzonych na funduszu firmy mogłyby korzystać szczególnie wtedy, gdy brakuje im zamówień lub prowadzą biznes sezonowy. Wtedy zamiast zwalniać, mogliby inwestować w rozwój pracowników.

Fundusz jak dojna krowa

Pracodawcy i związkowcy wspólnie podkreślają, że należy również zmienić sposób zarządzania funduszem. Środkami tam zgromadzonymi dysponuje niepodzielnie minister pracy. Sam ustala, bez konsultacji z pracodawcami, na co pieniądze są wydawane. Dlatego, żeby uniknąć konfliktów, eksperci proponują, aby zarówno firmy, jak i związkowcy mogli monitorować wydatki FP. Chcą powołania specjalnej rady konsultacyjnej.
– W jej skład wchodziliby przedstawiciele zarówno pracodawców, jak i związkowców – mówi Wojciech Warski.