Recepty, do których dopłaca państwo, są skrupulatnie kontrolowane przez NFZ. Fundusz każe lekarzom zwracać koszty zakwestionowanej refundacji. W obawie przed karami świadczeniodawcy będą wypisywać mniej leków ze zniżką.
NFZ kontroluje i karze lekarzy za błędy przy wystawianiu recept na leki refundowane. Liczba takich kontroli między 2009 a 2010 rokiem wzrosła blisko siedmiokrotnie.
Zmiany związane z refundacją leków / DGP
Eksperci wskazują, że ta tendencja utrzyma się również w przyszłym roku, bo w życie wchodzi ustawa refundacyjna. Wprowadza sztywny budżet NFZ na leki. Fundusz nie będzie mógł wydać na ich refundacje więcej niż 17 proc. wszystkich pieniędzy, jakie ma na leczenie. Tym samym będzie jeszcze bardziej skrupulatnie przyglądał się każdemu wydawanemu złotemu.

Gorliwy jak NFZ

W 2010 roku NFZ wydał na refundację leków 8,27 mld zł, czyli o prawie miliard złotych więcej niż w dwóch poprzednich latach. Odpowiedzią funduszu na wzrost tych wydatków były wzmożone kontrole w gabinetach lekarskich. Ze sprawozdań NFZ wynika, że między 2009 a 2010 rokiem ich liczba wzrosła prawie o 700 proc. W 2009 roku kontrolowana kwota refundacji wynosiła 39 mln zł, rok później już 307 mln zł. NFZ zakwestionował recepty o wartości 5,4 mln zł.
Najwięcej kontroli odbyło się na terenie województwa mazowieckiego. Poddano im 228 lekarzy. Na drugim miejscu znalazło się województwo podkarpackie – 156, a na kolejnym – podlaskie (144 kontrole).
Skrupulatność NFZ jest podyktowana nie tylko chęcią eliminowania nadużyć w przepisywaniu leków osobom nieuprawnionym. Fundusz musi utrzymać w ryzach wydatki na leki, bo od przyszłego roku nie będzie ich już można dowolnie zwiększać.

Presja na lekarzy

Oprócz kontroli fundusz stosuje jeszcze inne sposoby dyscyplinowania lekarzy. Łódzki oddział stworzył aplikację, która umożliwia im po wpisaniu numeru prawa wykonywania zawodu sprawdzenie, na jaką kwotę przepisali pacjentom leki.
Natomiast podlascy urzędnicy udostępnili na stronie internetowej ranking lekarzy, który szereguje ich według kwoty refundacji przepisanych leków. Medyk, który zajął w nim pierwsze miejsce, przepisał leki o wartości 317 tys. zł.
– Odbieramy takie działania jako presję wywieraną przez fundusz i ostrzeżenie, żeby przepisywać mniej leków refundowanych. Ci, którzy nie zastosują się do tej zasady, w pierwszym rzędzie będą poddawani monitoringowi – uważa Maciej Jędrzejowski, przewodniczący mazowieckiej sekcji Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy.
Koszty refundacji uznanej przez fundusz za nienależną ponoszą lekarze, którzy wystawili zakwestionowane recepty. Jak podkreśla Maciej Jędrzejowski, płacą kary, ponieważ obawiają się, że fundusz rozwiąże z nimi umowę i stracą prawo do wystawiania refundowanych recept, co w praktyce oznacza brak możliwości zarobkowania. Kary są dotkliwe. Najwyższa została zasądzona wobec lekarza na Mazowszu – wyniosła 759 tys. zł. Została nałożona na emerytowanego medyka, który wystawiał recepty bez prowadzenia dokumentacji medycznej. Powodem kwestionowania recept przez kontrolerów funduszu są jednak zazwyczaj mniejsze przewinienia, takie jak brak podpisu, niepoprawny numer PESEL pacjenta czy niewpisanie dawki leku.



Wzmożony monitoring

Eksperci spodziewają się, że liczba kontroli recept nie zmniejszy się, a nawet wzrośnie. Tym bardziej że karami funduszu będzie mogła zostać objęta dodatkowa grupa lekarzy.
Jak podkreśla Maciej Hamankiewicz, prezes Naczelnej Rady Lekarskiej, z art. 48 ust. 8 ustawy refundacyjnej, która wejdzie w życie 1 stycznia 2012 r., wynika, że kosztami nienależnej refundacji mogą być obciążone wszystkie osoby uprawnione do wystawiania recept.
Dotychczas lekarze ubezpieczenia zdrowotnego, jeśli nie zawarli bezpośredniej umowy o udzielanie świadczeń opieki zdrowotnej z NFZ, nie musieli się przejmować karami nakładanymi przez fundusz w przypadku błędnie wystawionych recept. Odpowiedzialność finansową za to ponosił ich pracodawca, np. szpital lub przychodnia. Lekarz mógł być przez pracodawcę ukarany za niedbalstwo przy wypisywaniu recepty, ale kara ta nie była tak dotkliwa jak sankcje finansowe funduszu. Od nowego roku także ci medycy, których zatrudnia świadczeniodawca, będą objęci odpowiedzialnością karną.
Lekarze już teraz obawiają się konsekwencji finansowych nowych przepisów. W efekcie odbije się to na sytuacji pacjentów.
– Żeby nie ponosić ryzyka związanego z przepisywaniem recept refundowanych, lekarze będą unikać ich wystawiania – uważa Jerzy Gryglewicz, ekspert w ochronie zdrowia.
Będą też o wiele bardziej formalnie niż dotychczas podchodzić do sprawy recept, np. domagać się od chorych okazania dowodu opłaconej składki zdrowotnej, np. formularza ZUS RMUA, lub sprawdzać daty przelewów dokonanej składki.



Bez druku nie ma zniżki

Już teraz, chcąc uniknąć kar finansowych, które grożą za przepisanie leku refundowanego osobie nieubezpieczonej, niektóre przychodnie nie wystawiają recept ze zniżką tym chorym, którzy nie mają przy sobie dowodu opłaconego ubezpieczenia zdrowotnego. Taką zasadę przyjęły np. przychodnie zrzeszone w Pomorskim Związku Pracodawców Ochrony Zdrowia.
– Wymagamy druku RMUA lub innego dowodu ubezpieczenia, ponieważ nie mamy innych narzędzi do sprawdzenia, czy pacjent jest rzeczywiście ubezpieczony – tłumaczy Jan Tumasz, przewodniczący związku.
W efekcie pokrzywdzeni są jednak pacjenci, którzy mają opłaconą składkę zdrowotną, a nie mają przy sobie dowodu ubezpieczenia, bo muszą ponosić w aptekach pełną odpłatność za leki lub wrócić do gabinetu lekarza z drukiem RMUA.
Nie ma do końca pewności, czy przychodnie odmawiając pacjentom bez druku RMUA prawa do recepty ze zniżką, nie działają bezprawnie.
– Odmowa wypisania refundowanej recepty nie jest niczym nagannym ze strony lekarza. To pacjent powinien zadbać, aby wykazać swoje prawo do bezpłatnego leczenia – uważa Jolanta Budzowska, radca prawny, partner w kancelarii Budzowska Fiutowski i Partnerzy.
Innego zdania jest Krystyna Barbara Kozłowska, rzecznik praw pacjenta. Podkreśla, że recepta jest elementem udzielanego świadczenia.
– Wychodząc z tego założenia, pacjent ma prawo do uzyskania recepty na leki refundowane również w sytuacji, gdy nie ma przy sobie dowodu ubezpieczenia – tłumaczy.