Nawet miliard złotych pilnie potrzebują szpitale, aby dostosować swoje szpitalne oddziały remontowe (SOR) do wymogów organizacyjnych, sprzętowych i kadrowych, jakie określił dla nich minister zdrowia. Mają na to coraz mniej czasu. Termin upływa 31 grudnia.

Już wiadomo, że połowa istniejących SOR tych warunków nie spełnia. Resort zdrowia pracuje nad nowelizacją rozporządzenia, która obniży standardy. To części szpitali i tak nie pomoże, bo bez gruntownej przebudowy nie spełnią podstawowych norm. W przyszłym roku mogą zostać bez kontraktu z funduszem i tym samym wypadną z systemu ratownictwa medycznego.

Szpitalny oddział ratunkowy w 2012 roku / DGP

Placówki bez lądowiska

Szpitale nie zdążyły dostosować SOR do wymogów rozporządzenia ministra zdrowia z 15 marca 2007 r. (Dz.U. nr 25, poz. 365). Przede wszystkim brakuje im lądowisk dla helikopterów, ale także podjazdów dla karetek, powierzchni wystarczającej do jednoczesnego przyjęcia co najmniej czterech osób, które znajdują się w stanie zagrożenia zdrowia lub życia. Oddziały nie mają także wymaganego sprzętu niezbędnego do wykonywania badań diagnostycznych. Spełnienie tych warunków jest bardzo trudne i kosztowne. Każdy ze szpitali w zależności od stanu technicznego pomieszczeń musi wydać na te inwestycje średnio kilka milionów złotych. Wojewódzki Szpital Zespolony w Skierniewicach potrzebuje na dostosowanie swojego oddziału do wymogów rozporządzenia 9 mln zł, a Wojewódzki Szpital Specjalistyczny w Zgierzu – 3 mln zł. To dokładnie tyle, ile wyniosła ubiegłoroczna strata, jaką wygenerował tutejszy SOR.

– Nie ma szans, żebyśmy taką inwestycję sfinansowali z własnych środków. Nie mamy podjazdu, lądowisko jest w trakcie budowy, a potrzebna jest przebudowa pomieszczeń, tak aby spełniały rygory narzucone przez resort. Szpital ma 50 lat i problemem jest podłączenie w nim każdej dodatkowej żarówki – mówi Mariusz Jędrzejczak, dyrektor Wojewódzkiego Specjalistycznego Szpitala w Zgierzu.

Dodatkowym problemem jest brak wymaganego w rozporządzeniu ministra zdrowia sprzętu (np. tomografów). Ich zakup może kosztować szpital dodatkowy milion złotych.

Ryczałt powoduje straty

Szpitale i samorządy twierdzą, że nie znajdą pieniędzy w swoich budżetach, ponieważ SOR-y od lat są niedofinansowane. Każdy z nich przynosi rocznie od 2 do 4 mln zł straty. Powodem jest sposób ich finansowania przez NFZ. W ubiegłym roku fundusz przeznaczył na sfinansowanie ich działalności 605, 5 mln zł. Zdaniem ekspertów to mało w stosunku do potrzeb.

Ponadto szpitalne oddziały ratunkowe są opłacane w formie ryczałtu. Fundusz wylicza go według algorytmu, nie uwzględniając aktywności oddziału, w tym liczby procedur medycznych wykonywanych u pacjentów w stanie nagłego zagrożenia życia.

– Koszty procedur ratujących życie i diagnostyki z tym związanej średnio są trzykrotnie niższe niż stawki ryczałtowe NFZ – potwierdza prof. Juliusz Jakubaszko, konsultant krajowy w dziedzinie ratownictwa medycznego.

Jego zdaniem szpitale nie mają z czego wyrównywać braków organizacyjnych i sprzętowych oraz uzupełniać personelu, który w większości jest niewystarczający. W każdym z takich oddziałów powinien być zatrudniony np. lekarz ze specjalizacją z medycyny ratunkowej. Takich specjalistów w całym kraju jest zaledwie 700, ale wielu z nich ze względu na niskie zarobki nie chce pracować w SOR-ach.

Pieniędzy na inwestycje w szpitalnych oddziałach ratunkowych nie mają także samorządy. Urzędowi Marszałkowskiemu w Gdańsku podlega sześć SOR-ów. Dwa z nich nie są jeszcze dostosowane do wymogów rozporządzenia, a w przypadku jednego z nich w Szpitalu Miejskim w Gdyni, który mieści się w starym budynku, spełnienie tych wymogów oznacza wielomilionową inwestycję.

– Nie będziemy w stanie jej zrealizować, a nie wyobrażam sobie, żeby oddział ratunkowy, który przyjmuje dziennie około 150 pacjentów z całej Gdyni, nie miał kontraktu z NFZ – mówi Zbigniew Krzywoński, zastępca dyrektora Departamentu Zdrowia w Urzędzie Marszałkowskim w Gdańsku.

Szpitale mogły ubiegać się o pieniądze z UE na modernizację swoich oddziałów ratunkowych i budowę lądowisk. Unijne środki na ratownictwo medyczne (252 mln euro) były jednak za małe w stosunku do potrzeb. Dodatkowo finansowane były z nich różne inne cele, np. zakup ambulansów. Pieniądze z Unii już się skończyły. Szpital im. Świętej Jadwigi Śląskiej w Trzebnicy, który otrzymał na remont SOR prawie 4 mln zł z UE, nie ma jeszcze kupionej aparatury, a realizację projektu kończy w marcu przyszłego roku. Wojewódzki Szpital Specjalistyczny w Zgierzu, który za prawie 2 mln zł unijnego dofinansowania buduje lądowisko dla helikopterów, ukończy inwestycję dopiero w maju. Centrum Systemów Informacyjnych Ochrony Zdrowia zatwierdziło mu taki harmonogram inwestycji, wiedząc, że z końcem 2011 roku – zgodnie z rozporządzeniem – powinna być już zakończona.

Oddziały bez kontraktu

Szpitale obawiają się, że konsekwencją niedostosowania SOR do wymogów rozporządzenia ministra zdrowia może być brak kontraktu. NFZ może co prawda na etapie rokowań obniżyć warunki kontraktowania, ale nie wiadomo, czy tak właśnie zrobią poszczególne oddziały wojewódzkie funduszu.

– Od urzędników usłyszeliśmy, że nie przewidują kontraktowania na obniżonych warunkach. To znaczy, że nasz SOR może zostać bez umowy – obawia się Mariusz Jędrzejczak.

Natomiast Beata Kosiorek-Aszkielaniec, rzeczniczka łódzkiego NFZ, mówi, że decyzja zapadnie po złożeniu ofert w konkursie.

– Do końca roku pozostało jeszcze trochę czasu i jesteśmy przekonani, że świadczeniodawcy zrobią wszystko, żeby dostosować się do wymogów rozporządzenia oraz zbliżającego się konkursu – dodaje.

Brak kontraktu dla SOR będzie oznaczać, że około 100 z nich wypadnie z systemu. Dla tych, które realizują unijne inwestycje, brak kontraktu to poważny problem. Oznacza bowiem, że szpitale będą musiały zwrócić środki pozyskane z UE.

Szpitale liczyły na to, że resort zdrowia wydłuży termin na dostosowanie do zaostrzonych warunków. Jak ustaliliśmy, ministerstwo pracuje nad nowelizacją rozporządzenia, ale nie zamierza zmieniać terminu, a jedynie obniżyć wymagania. Projekt niedługo trafi do konsultacji.

– Zmiany dostosują minimalne wymagania do możliwości i potrzeb zarówno mniejszych szpitali, gdzie przyjmowanych jest dziennie niewiele osób w stanie nagłego zagrożenia zdrowotnego, jak i szpitali przyjmujących dziennie ponad 100 takich pacjentów – zapewnia Piotr Olechno, rzecznik prasowy Ministerstwa Zdrowia.