Tylko nieliczne ministerstwa zdecydowały się na grupowe zwolnienia urzędników. Premier żąda od urzędów comiesięcznych raportów o stanie zatrudnienia. Do jutra dyrektorzy generalni muszą zredukować etaty do poziomu z 2007 roku.
Zalecenia premiera i prośby, aby szefowie urzędów centralnych zmniejszyli zatrudnienie, nie przyniosły zamierzonego efektu. Po tym jak ustawa o racjonalizacji zatrudnienia w administracji za sprawą prezydenta i Trybunału Konstytucyjnego trafiła do kosza, rząd miał nie odpuścić walki z rosnącą liczbą urzędników. Premier nakazał więc ministrom i wojewodom zredukować zatrudnienie do stanu sprzed końca 2007 r. Teoretycznie mają na to czas jeszcze do jutra. Jak sprawdziliśmy tylko nieliczne urzędy zdecydowały się na ten krok. Pozostałe mówią wprost, że nie zamierzają i nie planują zwolnień grupowych.

Wojewodowie nie tną

W urzędach wojewódzkich ich szefowie całkowicie zapomnieli o zmniejszaniu liczby urzędników i o tym, że obiecali premierowi, że będą we własnym zakresie przeprowadzać cięcia.
– W urzędzie nie przeprowadzono racjonalizacji zatrudnienia – potwierdza „DGP” Kordian Michalak z Opolskiego Urzędu Wojewódzkiego.
Podobnie jest w innych urzędach wojewódzkich.
– Nie przeprowadzamy redukcji i do końca 2011 roku nie planujemy zwolnień – mówi Edyta Wrotek z Warmińsko-Mazurskiego Urzędu Wojewódzkiego.
Obecnie są tam 464 etaty. W 2009 roku, gdy „DGP” rozpoczęło monitoring zatrudnienia, było zaledwie 383 pracowników. Urzędy tę różnice tłumaczą powierzeniem im nowych zadań i przejmowaniem pracowników z gospodarstw pomocniczych i innych zakładów budżetowych. Mimo że nie musiały tego robić i tak w większości doszło do przejęć sięgających nawet 80 proc.
– Od wielu lat staramy się prowadzić politykę racjonalnego zatrudnienia – mówi Bartosz Wiśniewski z Dolnośląskiego Urzędu Wojewódzkiego.
Mimo to obecnie wciąż pracują tam 774 osoby na 757 etatach. W 2009 r. urząd zatrudniał o 139 mniej urzędników.
Na pytanie o cięcia w Zachodniopomorskim Urzędzie Wojewódzkim otrzymaliśmy odpowiedź, że racjonalizacja jest procesem ciągłym i dlatego musi trwać znacznie dłużej niż kilka miesięcy.

Mało osób do zadań

Część urzędów wojewódzkich deklaruje jednak, że chce baczniej przyglądać się pracy urzędników i namawiać tych, którzy osiągnęli wiek emerytalny, do odejścia z pracy za porozumieniem stron.
– Dzięki takim działaniom doprowadziliśmy do rozwiązania umów z 22 pracownikami, ale w tym samym czasie ze względu na nowe zadania musieliśmy zatrudnić 28 nowych – mówi Tomasz Stube z Wielkopolskiego Urzędu Wojewódzkiego.
Tłumaczy, że urząd zatrudnił operatorów do obsługi telefonu alarmowego 112. W efekcie w urzędzie są 832 etaty. To wciąż o 112 pracowników więcej niż 2009 r.



W ministerstwach lepiej

W ministerstwach polecenie premiera wdrożyło tylko kilka z nich. Jednym z pierwszych był resort spraw wewnętrznych i administracji, który dokonał cięć na podstawie ustawy o zwolnieniach grupowych. Obecnie zatrudnionych jest tam 1098 pracowników. To tylko o pięciu pracowników więcej niż według stanu z 2009 roku. Za racjonalizowanie zatrudnienia wziął się też resort obrony narodowej, ale to na razie plany. Chce dopiero zlikwidować 42 stanowiska. Obecnie wciąż pracuje tam 847 pracowników. To o 107 pracowników więcej niż 2009 roku. Ponadto dodatkowo poszukuje kolejnych na 7 stanowisk.
Do tej grupy urzędów, które zmniejszają liczbę etatów, trzeba zaliczyć też Ministerstwo Sprawiedliwości, resort skarbu, Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego oraz resort środowiska. W tym ostatnim stan zatrudnienia póki co zmniejszył się jednak zaledwie o 5 proc.
Są też takie resorty, które nie zamierzają wprowadzać masowych zwolnień.
– W ministerstwie zakończył się audyt wewnętrzny dotyczący oceny stanu zatrudnienia w latach 2007 – 2011 w kontekście realizowanych zadań. Zdecydowano, że w przypadku wakatów będą przeprowadzane wewnętrzne nabory – mówi Iwona Chromiak z Ministerstwa Rolnictwa i Rozwoju Wsi.
W efekcie w tym roku liczba pracujących tam pracowników zmniejszyła się tylko o 5 osób.
Większość ministerstw chce utrzymać dotychczasowy stan etatowy. Zalecenie jest też takie, że jeśli urzędnik np. odejdzie na emeryturę, to na jego miejsce w pierwszej kolejności ma być przeprowadzony nabór wewnętrzny.

Premier monitoruje

Mimo że nie wszystkie ministerstwa i urzędy realizują zalecenie premiera, to nie jest im już tak łatwo zwiększać liczbę etatów. Wszystko za sprawą szczegółowego nadzoru. Stan zatrudnienia podlega teraz bieżącemu monitorowaniu, zarówno przez kierownictwo urzędu, jak i przez kancelarię premiera. To tam szefowie urzędów muszą przesyłać comiesięczne raporty o stanie zatrudnienia w poszczególnych grupach pracowniczych. W tych raportach urzędy muszą także wskazać główne przyczyny zmiany poziomu zatrudnienia w stosunku do poprzedniego, raportowanego okresu.
Wprawdzie premier nie może wpływać bezpośrednio na stan zatrudnienia w poszczególnych jednostkach, ale zawsze może odwołać z funkcji dyrektora generalnego, który decyduje się na znaczne zwiększenie liczby etatów.

Zmiany powyborcze

Świetną okazją do zwolnień i zmian organizacyjnych jest okres powyborczy.
– Gdy po wyborach nastąpią zmiany organizacyjne w ministerstwach wynikające z ich łączenia lub zmniejszania departamentów, to powinno dojść do pogłębionej redukcji urzędników – mówi Aleksander Proksa, radca prawny, były prezes Rządowego Centrum Legislacji.
Jednak w to, że po wyborach zmniejszy się liczba urzędników, mało kto wierzy. Po ostatnich wyborach w pierwszych miesiącach zatrudnienie lawinowo rosło. W ciągu roku po ostatnich wyborach (2007 rok) liczba urzędników zwiększyła się o kilka tysięcy.