Nauczyciel w jednej gminie nie może pracować na kilku etatach w różnych szkołach. Takie ograniczenie wprowadzają samorządy, tłumacząc się zwiększeniem jakości kształcenia i szukaniem oszczędności.

Samorządy szukają różnych sposobów, aby ograniczyć rosnące wydatki na oświatę. Wśród rozwiązań, które funkcjonują od dłuższego czasu w szkołach, jest m.in. łączenie klas w większe, zwalnianie nauczycieli i niezatrudnianie nowych.

Gminy po wakacjach poszły jeszcze krok naprzód, bo wprowadzają zakazy dla wieloetatowości dla nauczycieli. Tak zrobiły urząd miasta w Częstochowie, a także w Radomiu. To oznacza, że nie mogą oni pracować w kilku szkołach na terenie danej gminy. Samorządy tłumaczą swoje decyzje oszczędnościami. Tylko pełne etaty i godziny ponadwymiarowe pozwalają gminom na zapewnienie nauczycielom na bieżąco średnich płac. Wtedy unikają wypłacania im jednorazowego dodatku uzupełniającego.

Działanie gmin, zdaniem objętych zakazem, nie daje większych szans absolwentom pedagogiki na rozpoczęcie kariery w szkole. Sami zainteresowani protestują, że nie mogą dorobić, i kierują sprawy do sądu pracy.

– 23 nauczycieli postanowiło pozwać naszych dyrektorów tylko dlatego, że po konsultacjach nie pozwolił im na dorabianie na części etatów w innych placówkach – mówi Ryszard Stefaniak, naczelnik wydziału edukacji Urzędu Miasta w Częstochowie.

Wskazuje, że rekordziści pracowali nawet na dwóch pełnych etatach. Na przykład jedna z katechetek domaga się za ograniczenie wykonywania pracy 7 tys. zł odszkodowania. A pozew uzasadniała stratami moralnymi.

Do tej pory urząd miasta w Częstochowie nie wprowadzał takich ograniczeń. Do tych działań zmusiła go wypłata wyrównań dla nauczycieli. Częstochowa znalazła się wśród gmin, które na ten cel wydały najwięcej w kraju. Łącznie przez dwa lata miasto musiało wyłożyć około 26 mln zł.

Podobne rozwiązania wprowadzają też inne gminy. Tak jest np. w Radomiu. Miasto musiało wydać na dodatek uzupełniający blisko 9 mln zł.

– Poinstruowaliśmy dyrektorów szkół, aby nie zatrudniali pedagogów na części etatów. Tylko jedna umowa o pracę może wiązać nauczyciela pracującego w danej gminie – wyjaśnia Leszek Pożyczka, dyrektor wydział edukacji i sportu w Radomiu.

Podkreśla, że takie ograniczenie nie dość, że przynosi oszczędności, to również wpływa na jakość kształcenia. Nauczyciele zamiast poświęcać czas na przejazdy między szkołami, mogą lepiej się przygotować do zajęć.

Paradoks zakazu polega jednak na tym, że gminy nie zabraniają pracy w szkole, która podlega już pod inny samorząd.

Nauczyciele czekają na sądowe rozstrzygnięcie kwestii narzucanych im zakazów. Pierwsze sprawy są już rozpatrywane przez sądy I instancji. Prawnicy mają jednak wątpliwości, czy ograniczanie w ten sposób zatrudnienia pośrednio przez gminy, a bezpośrednio przez dyrektorów szkół, są zgodne z przepisami.

– Takie działanie może stanowić naruszenie konstytucyjnej zasady wolności pracy. Przecież oznacza ona nie tylko, że nikt nie może być do pracy zmuszany, ale także, że nikomu wbrew jego woli nie można pracy ograniczać – wyjaśnia Magdalena Zwolińska, adwokat z kancelarii prawnej Raczkowski i Wspólnicy.

Dodaje, że szczególnie wątpliwe będą te przypadki, gdy ograniczenia te będą ustalane podczas nieformalnych spotkań, np. przedstawicieli gminy z dyrektorami szkół. W takich wypadkach nie można wykluczyć wysuwania roszczeń odszkodowawczych.