Partie polityczne prześcigają się w pomysłach na reformy szkolnictwa wyższego. Tyle że albo skupiają się na wyborczych obietnicach dosypywania pieniędzy, albo proponują rozwiązania oderwane od rzeczywistości
Platforma Obywatelska zapowiada od 2013 roku podwyżki płac dla kadry akademickiej, a studentom obiecuje wyższe stypendia, tańsze akademiki oraz pomoc w znalezieniu pracy. Opozycja zapowiada dalej idące zmiany.
Prawo i Sprawiedliwość chce odejść od systemu bolońskiego, który określa funkcjonowanie szkolnictwa wyższego w całej Unii Europejskiej, a także wprowadzić egzaminy państwowe dla lekarzy i prawników. Sojusz Lewicy Demokratycznej mówi o konieczności stworzenia programu punktów za pochodzenie, które mają pomóc w rekrutacji maturzystom z prowincji. Tak wyglądają główne hasła programów wyborczych w kwestiach dotyczących szkolnictwa wyższego i nauki.

Maturzysta ze stypendium

Problem w tym, że żadna z partii nie proponuje realnych zmian systemowych. Na przykład Platforma obiecuje pieniądze i zaczyna ubiegać się już nawet o głosy maturzystów. Zapowiada wprowadzenie takiego systemu stypendialnego, który będzie premiował studentów za wyniki osiągnięte na egzaminie dojrzałości, i będzie wypłacany od pierwszego semestru studiów.
Program ten, już funkcjonujący na uczelniach, które realizują tzw. kierunki zamawiane, od roku akademickiego 2012/2013 miałby być powszechny we wszystkich szkołach wyższych.
Większe pieniądze mają trafić do kieszeni kadry akademickiej. Tej Platforma chce dać podwyżki w 2013 r. Płace nauczycieli szkół wyższych miałyby rosnąć przez trzy kolejne lata.
Studenci mają także dostać akademicką bazę tanich stancji oraz uczelnianych animatorów zatrudnienia, którzy będą ułatwiać im kontakt z potencjalnymi pracodawcami. Jest też mowa o powołaniu fundacji, która działałaby na rzecz tego, aby studenci, także studiów humanistycznych, mieli możliwość odbycia staży w wiodących firmach.
Uczelniom wyższym Platforma obiecuje – już od przyszłego roku – 230 mln zł dodatku projakościowego. Pieniądze te miałyby trafić do 15 najlepszych uczelni, prócz tego tych szkół, które prowadzą 25 wyróżnionych za jakość kierunków oraz do niepublicznych szkół wyższych prowadzących studia doktoranckie. Dodatkowe pieniądze mają też trafić na naukę i na inicjatywy łączące sektor badawczo-naukowy z przemysłem.

Bez licencjatu

Prawo i Sprawiedliwość zaczyna od mocnego uderzenia. Chce odejść od systemu bolońskiego, w którym funkcjonuje licencjat, magisterium i doktorat. Podstawowym modelem byłyby 5-letnie studia magisterskie, które można by jednak zakończyć po trzech latach nauki.
Ale dyplom uczelni medycznej czy katedry prawa byłby jedynie przepustką do egzaminu składanego przed państwową komisją.
Partia Kaczyńskiego też mówi o podwyżkach dla kadry akademickiej, ale nie podaje terminu ich realizacji. Postuluje również wprowadzenie emerytury profesorskiej na wzór tej, którą otrzymują sędziowie czy generałowie. Eksperci PiS chcą także zmienić zasadę nadawania habilitacji. Naukowcowi ubiegającemu się o ten tytuł nie mogłyby jej nadawać uczelnie macierzyste.

Punkty za pochodzenie

SLD wraca do czasów PRL. W procesie rekrutacji na studia miałaby powstać pula miejsc uprzywilejowanych dla osób o niższym statusie społeczno-ekonomicznym. Kim byłyby te osoby, decydowałaby uczelniana komisja rekrutacyjna. Oni musieliby jedynie przekroczyć minimalny próg wymagany przez uczelnię w procesie rekrutacji. Nie konkurowaliby swoimi świadectwami z kandydatami pochodzącymi z bogatszych rodzin.
Sojusz zamierza też zwiększyć nakłady na naukę do 3 proc. PKB oraz wprowadzić ulgi podatkowe dla przedsiębiorstw wdrażających w życie polskie patenty. Przedsiębiorcy mieliby też możliwość przekazania 1 proc. swojego podatku na rzecz uczelni i instytucji naukowych.