Przez dwa tygodnie publikowaliśmy teksty opisujące sytuację młodych ludzi na rynku pracy. A ta jest po prostu zła. Aż 25 proc. osób, które nie ukończyły jeszcze 25. roku życia, zarejestrowanych jest jako bezrobotni. Ci, którym udało się znaleźć pracę, także nie mają łatwo – zwykle mają tzw. umowy śmieciowe: na czas określony z dwutygodniowym okresem wypowiedzenia.

Czują się oszukani, bo przez lata utwierdzano ich w przekonaniu, że wykształcenie jest gwarancją dobrej pracy i płacy. Tymczasem okazało się, że ich dyplomy i książkowa wiedza nie robią wrażenia na pracodawcach, którzy oczekują od nich konkretnych umiejętności.

Nasz cykl potwierdził jednak także to, że kto naprawdę chce, ten pracę znajdzie. Musi tylko wykazać się ambicją, pokorą i zacząć od praktyk. Jak się okazuje, wielu stażystów zostaje bowiem w firmach na stałe. Co więcej, z danych agencji zatrudnienia Work Service wynika, że ponad połowa firm, które w tym roku zorganizowały wakacyjne staże dla studentów, wypłacała im honoraria: najniższe wyniosło 1,4 tys. zł, a najwyższe około 4 tys. zł.

To nowe zjawisko, które świadczy o nadchodzących zmianach na rynku pracy, spowodowanych m.in. nadchodzącym niżem demograficznym. Zgodnie z prognozami Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju do 2020 r. liczba studentów w Polsce spadnie nawet o 40 proc. A to oznacza, że w najbliższych latach zaostrzy się rywalizacja firm o najlepszych absolwentów.

Wiele przedsiębiorstw z myślą o przyszłości już dziś nawiązuje współpracę z wyższymi uczelniami, np. uczestniczą w pisaniu programów studiów, prowadzą warsztaty szkoleniowe. Robi tak m.in. Adamed, Velux, Agros-Nowa, Software Mind czy ING Bank Śląski. Dla obecnych i przyszłych studentów to znakomite rozwiązanie. Firmy gwarantują bowiem, że absolwenci współpracujących z nimi uczelni dostaną pracę. To znak, że polski system edukacji ewoluuje w stronę, w którą już kilka lat temu poszły np. Niemcy, Austria czy Holandia. W tych krajach funkcjonuje tzw. dualny system kształcenia, a liczba godzin spędzonych na wykładach jest mniej więcej taka jak liczba godzin zajęć praktycznych.

Dzięki temu absolwenci niemal natychmiast po zakończeniu nauki znajdują pracę. Świadczą o tym statystki: średni czas szukania pracy przez młodego Niemca czy Austriaka to 1 – 2 miesiące, podczas, gdy w Polsce wynosi on 2 lata. O tym, jak komfortowa jest sytuacja młodych w tych krajach, świadczą ostatnie dane Eurostatu: stopa bezrobocia wśród młodych w Niemczech wynosi 7,9 proc. (przy bezrobociu ogółem 6,1), a w Holandii tylko 7 proc. (ogółem 5 proc.). W Polsce – zatrważające 25 proc.

Dopóki jednak sytuacja w systemie edukacji się nie zmieni, szansą dla młodych bezrobotnych absolwentów może być własna działalność gospodarcza. Nie jest to co prawda rozwiązanie dla wszystkich, bo żeby w Polsce prowadzić biznes, trzeba mieć mocne nerwy i dużą cierpliwość, ale próbować warto. Zwłaszcza że są dziś branże, w których młodzi ludzi mają większe szanse niż czterdziesto- czy pięćdziesięciolatkowie. To przede wszystkim e-biznes. Warto próbować, tym bardziej że część środków na założenie firmy można dostać z funduszy unijnych. Autorzy innowacyjnych projektów mogą liczyć nawet na 80 – 90 tys. zł, a średnie dofinansowanie dla absolwentów, którzy postanowili założyć własną działalność gospodarczą, wynosiło w ubiegłym roku 10 – 15 tys. zł.

Szkoła nie uczy organizacji pracy

Małgorzata Starczewska-Krzysztoszek | ekspert Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych „Lewiatan”

Nie wyobrażam sobie żadnego systemowego rozwiązania, które szybko poprawiłoby sytuację młodych na rynku pracy. Nie wierzę, aby efekty przynosiło wprowadzenie ulg podatkowych czy subsydiów dla firm, które zatrudniają absolwentów. Najczęściej firmy, gdy kończą się środki państwowe, rezygnują z absolwentów. A to tylko zwiększa frustrację i poczucie nieprzydatności tych ostatnich. Jedynym rozwiązaniem jest rewolucja w systemie kształcenia. I to nie tylko w wyższych uczelniach, lecz także liceach, technikach czy zasadniczych szkołach zawodowych. Oświata musi znacznie szybciej reagować na zmiany na rynku pracy, które są efektem rozwoju gospodarczego. A przede wszystkim szkoły muszą uczyć organizacji pracy i praktycznych umiejętności. Pracodawca jest od tego, żeby dokształcać. Chce kogoś, kto będzie pracował na jego zysk.

System monitoringu uczelni

Urszula Sztanderska | profesor UW, specjalista rynku pracy

Poprawa sytuacji młodych uzależniona jest przede wszystkim od sytuacji gospodarczej, ale można zmniejszyć bezrobocie wśród nich, usprawniając system pośrednictwa pracy. Dziś państwowe urzędy pracy nie spełniają swojej roli: ofert jest z roku na rok coraz mniej, nikt ich nie analizuje. Tymczasem to w regionach powinna być tworzona na bieżąco baza miejsc pracy. Z jednej strony pozwoliłoby to młodym szybciej i efektywniej znaleźć pracodawcę. Z drugiej na podstawie analizy takiej bazy można zobaczyć, w jakich zawodach rośnie zapotrzebowanie na ludzi, a w jakich maleje. Ta informacja ma koronne znaczenie dla planowania rozwoju edukacji w regionie, bo pozwoli odpowiednio wcześnie zamknąć szkoły, których absolwenci mogą mieć problemy ze znalezieniem pracodawcy. Systemem monitoringu powinny być objęte zarówno uczelnie wyższe, jak i szkoły zawodowe. Zadanie to rząd powinien zlecić niezależnej agencji.