38 tys. osób skorzystało w ubiegłym roku z zaległych urlopów dopiero po interwencji PIP. Niedługo wolne z poprzedniego roku będzie można wziąć aż do końca lipca następnego roku.
Ani pracodawcy, ani pracownicy nadal nie przywiązują wagi do obowiązku udzielania zaległego wypoczynku w pierwszym kwartale następnego roku. Choć za złamanie tego przepisu firmie grozi grzywna od 1 tys. zł nawet do 30 tys. zł, co roku urlopu nie wykorzystuje co najmniej kilkadziesiąt osób.
– Tak duża liczba ujawnionych przypadków nieudzielenia wypoczynku może wynikać z tego, że Państwowa Inspekcja Pracy nie ma problemu z ich wykryciem. Wystarczy, że sprawdzi dokumentację pracowniczą – mówi Katarzyna Sarek, prawnik z Kancelarii Raczkowski i Wspólnicy.
Podkreśla, że winę za ten stan rzeczy ponoszą również pracownicy. Unikają oni wykorzystania urlopu w mało atrakcyjnym okresie od stycznia do marca. Starają się zachować go na wakacje. Mogą tak robić, bo przekroczenie terminu 30 marca następnego roku na wzięcie zaległego wolnego nie oznacza, że pracownicy tracą prawo do tych dni.
– Pracodawca może jednak zmusić pracownika do wskazania terminu takiego urlopu do końca kwartału następnego roku – podkreśla Katarzyna Sarek.
Tymczasem już w przyszłym roku pracownicy mogą zyskać prawo do wykorzystania zaległego wypoczynku do końca lipca, następnego roku. Dziś muszą to zrobić do końca marca. Taką zmianę ma wprowadzić tzw. druga ustawa deregulacyjna, nad którą prace rozpoczął już Sejm. Dzięki nowym przepisom pracownicy mogliby więc łączyć w wakacje zaległy urlop z tym przysługującym im za bieżący rok kalendarzowy.
Jeśli podwładny zaoszczędzi z poprzedniego roku np. 20 dni urlopu, w kolejnym będzie mógł wykorzystać aż 46 dni wolnych z rzędu (jeśli ma prawo do 26 dni urlopu w roku). Oznacza to, że może skorzystać z dwumiesięcznych wakacji. Wystarczy, że zaległy urlop wykorzysta w lipcu, a w sierpniu bieżący. Oczywiście zgodę na tak długą nieobecność pracownika będzie musiał wydać pracodawca.