Ulgi dla przedsiębiorców tworzących miejsca pracy i szkolenia są zdaniem polityków kluczem do poprawy sytuacji na rynku pracy. Walka z bezrobociem powinna należeć do pierwszoplanowych zadań państwa – twierdzi 41,4 proc. Polaków (sondaż Homo Homini dla „DGP”).
Utraty etatu obawia się aż 20 proc. respondentów. Dziś – w ramach debaty o najważniejszych problemach Polaków – przedstawiamy pomysły obecnych w Sejmie partii politycznych na poprawę sytuacji na rynku pracy.
W maju bezrobocie wynosiło 12,2 proc. To niewielka poprawa w stosunku do wcześniejszych miesięcy, ale jest to głównie wynik prac sezonowych. Między czerwcem a wrześniem na rynek trafi ponad 400 tys. absolwentów. Ich sytuację utrudnia m.in. to, że w urzędach pracy wyczerpały się pieniądze na szkolenia i dotacje na biznes. Przez ostatnie lata te formy aktywizacji były jednymi z najskuteczniejszych. Dlatego zastanawiające jest stanowisko Izabeli Mrzygłockiej z PO, która uważa, że już w najbliższych latach kluczowe będzie pytanie, jak zachęcić pracowników do wejścia na rynek pracy. Aktywniej o walce z bezrobociem myśli opozycja. PiS i SLD chcą wprowadzić ulgi dla przedsiębiorców tworzących miejsca pracy.
Kolejnym problemem jest słaba aktywność zawodowa osób po 50. roku życia. Z danych Eurostatu wynika, że Polska jest na przedostatnim miejscu w Europie pod względem ich zatrudnienia. W przedziale wiekowym 55 – 64 lata czynnych zawodowo jest tylko 34 proc. Polaków. Dla porównania w Szwecji współczynnik ten wynosi 70,5 proc., w Niemczech 57,7, w Danii 57, a na Wyspach 57,1 proc. W tych krajach więcej osób płaci podatki, a mniej pobiera świadczenia z budżetu.
Polska ma też jeden z najniższych współczynników aktywności zawodowej kobiet. Średnio w UE pracuje 62,1 proc. pań, a u nas tylko 57,7 proc. Wyprzedza nas nawet większość państw regionu – np. Czechy 60,9 proc., Litwa – 65,1.
Jedna z przyczyn tego stanu rzeczy to trudności z powrotem do pracy po urodzeniu dziecka. Dlatego SLD proponuje tworzenie większej liczby żłobków. PiS daje preferencje kobietom wracającym po urlopach macierzyńskich. A PO chwali się, że w czasie jej kadencji liczba miejsc w przedszkolach wzrosła o 20 proc. Pomija jednak to, ile z nich to placówki prywatne z tak wysokim czesnym, że rodziców nie stać na wysłanie tam dzieci.
Żadna z formacji nie przedstawia pomysłu na obniżenie kosztów pracy. A to najbardziej zachęcałoby pracodawców do zatrudniania.
JUTRO: Recepty na bariery administracyjne