Pisanie prac dyplomowych we współpracy z przedsiębiorstwami staje się w Polsce coraz popularniejsze. Firmy zyskują rzetelne opracowanie, studenci zaś – tytuł naukowy i możliwość dalszej współpracy.
Polskie uczelnie mają problem z przygotowaniem studentów do życia zawodowego. Potwierdzają to statystyki. Z badań przeprowadzonych przez PKPP Lewiatan wynika, że co dziesiąty bezrobotny jest absolwentem wyższej uczelni. Coraz mniejsze znaczenie mają też prace dyplomowe pisane przez studentów i naukowców – większość z nich trafia do uczelnianego archiwum, by wraz z tysiącami innych dokumentów obrastać kurzem. Dlatego coraz więcej uczelni oraz sami żacy wybierają pisanie prac naukowych na zlecenie firm zewnętrznych. Mechanizm jest prosty – współpracujące z uczelnią przedsiębiorstwa podsyłają propozycje tematów prac dyplomowych, z których same mogłyby skorzystać, np. przy planowaniu strategii rozwoju firmy czy wprowadzając na rynek nowy produkt. Przedsiębiorstwo otrzymuje dzięki temu rzetelne opracowanie na kluczowy z jej punktu widzenia temat, zaś autor pracy – upragniony tytuł naukowy i bardzo często możliwość dalszej współpracy ze zleceniodawcą.

Uczelnie w świecie biznesu

Niedawno Uniwersytet Łódzki zakończył pierwszy etap projektu pt. „Praktyka dla nauki, nauka dla praktyki”, w ramach którego wysłał grupę 24 naukowców na staże do firm współpracujących z uczelnią. Wspólnie z menedżerami ustalali oni m.in. tematy prac dyplomowych, które na ich zlecenie mogliby napisać studenci. Realizacja projektu odbywałaby się pod nadzorem dwóch promotorów – pracownika uczelni oraz przedstawiciela firmy. – Obecnie większość z dwunastu wydziałów powołała już koordynatora, czyli osobę odpowiadającą za relacje z pracodawcami i biznesem, których zadaniem jest pośrednictwo w realizacji prac dyplomowych pomiędzy firmami a studentami i ich promotorami – mówi nam dr Maciej Kozakiewicz, pełnomocnik rektora ds. współpracy z pracodawcami z Uniwersytetu Łódzkiego. Jego zdaniem napisanie pracy dyplomowej na potrzeby konkretnej firmy jest doskonałą okazją do zapoznania się przyszłego pracownika z pracodawcą. – Zakładamy, że docelowo przynajmniej 20 proc. naszych studentów, czyli ponad tysiąc osób, będzie pisało prace dla biznesu – dodaje dr Kozakiewicz. Rozwiązywaniem problemów konkretnych firm zajmują się także studenci m.in. Politechniki Łódzkiej, Uniwersytetu Opolskiego czy Akademii Górniczo-Hutniczej. – Podpisaliśmy z przedsiębiorstwami ponad 260 umów. Praktycznie każda przewiduje organizację praktyk i staży dla studentów, wymianę know-how, a coraz częściej również pisanie prac dyplomowych, które przydadzą się firmom – opowiada Bartosz Dembiński, rzecznik AGH.
Na ściślejszą współpracę ze środowiskami akademickimi decyduje się coraz więcej przedsiębiorstw. Przykładowo Delia Cosmetics przy testach i ekspertyzach swoich produktów kosmetycznych korzysta ze wsparcia kadr Uniwersytetu Łódzkiego. Ale współpraca z naukowcami, którzy mają za zadanie określić potrzeby firmy i na tej podstawie zasugerować możliwe tematy prac dla studentów, na pierwszy rzut oka może wyglądać zaskakująco. Na przykład do jednej z łódzkich agencji marketingowych zawitał... archeolog. Zaproponował m.in. opracowanie monografii wybranego miejsca, co może się okazać cenną bazą wiedzy dla agencji, oraz przeprowadzenie badań terenu, na którym powstaje obiekt komercyjny. Z kolei firma komputerowa Fujitsu gościła u siebie doktora germanistyki. – Wcześniej nie zdawaliśmy sobie nawet sprawy, że możemy mieć potrzebę biznesową współpracy z pracownikami uczelni i ich studentami. Dopiero teraz dostrzegliśmy nowe możliwości, z których mogłaby skorzystać nasza firma, nie ponosząc przy tym żadnych dodatkowych kosztów – mówi Maria Drożdżyk z Fujitsu. I tak jednym z pomysłów na pracę dyplomową jest np. stworzenie słownika technicznych pojęć obcojęzycznych, z którego korzystaliby pracownicy koncernu. – Nie wykluczamy kontynuowania współpracy z najlepszymi studentami, część mogłaby znaleźć u nas zatrudnienie – dodaje Drożdżyk. Ponadto firma bierze pod uwagę możliwość przyjmowania propozycji tematów prac od studentów i ich opiekunów, a także zgłaszanie własnych tematów.
Niektóre przedsiębiorstwa już wymyślają studentom tematy prac, chcąc je wykorzystać do celów biznesowych. Tak zrobił MakoLab, firma z branży IT. – Część z nich to prace inżynierskie związane z naszymi projektami, w których trzeba np. stworzyć i przetestować moduł lub oprogramowanie – mówi Wojciech Zieliński, prezes firmy. – Inne traktujemy jako prace zewnętrzne, rozwojowe, z których moglibyśmy skorzystać. Może być to opracowanie algorytmu udoskonalającego nasze oprogramowanie sprzedawane uczelniom. Dzięki niemu łatwiej będzie m.in. układać plany zajęć – dodaje. MakoLab bez wątpienia skorzysta na współpracy z uczelnią. Stworzenie algorytmu to wielomiesięczny projekt, wymagający ciągłej pracy i licznych poprawek. – Dla nas to konkretne oszczędności. Nie musimy przez ten czas wypłacać normalnego wynagrodzenia informatykowi, bo student zamiast tego otrzymuje doświadczenie i dyplom – tłumaczy Michał Hertel z MakoLab. Kolejna oszczędność to mniejsze wydatki na proces rekrutacyjny – student współpracujący z firmą, jeśli się sprawdzi, może liczyć na zatrudnienie.



W najbliższym roku akademickim dla Zespołu Elektrowni Wodnych Niedzica SA prace dyplomowe przygotuje sześciu studentów Wydziału Energetyki i Paliw AGH. – Pisanie pracy na zlecenie to dla mnie podwójna korzyść. Z jednej strony będę miał możliwość odbycia stażu w firmie, a z drugiej zwiększam swoje szanse na zatrudnienie – tłumaczy nam student Albert Kulawiec, który pisze dla elektrowni zaopatrującej w prąd regiony w południowej Polsce pracę pod tytułem „Analiza kompensacji mocy biernej w sieci dystrybucyjnej”.
Sami studenci też są zainteresowani robieniem dyplomów pod konkretne zlecenie. Absolwenci informatyki Politechniki Wrocławskiej i Uniwersytetu Wrocławskiego pod koniec 2009 r. powołali do życia projekt „Illimites”, w ramach którego nawiązują współpracę z firmami. Studenci i doktoranci otrzymują zestaw otwartych problemów i tematów, opracowywanych m.in. przez Nokia Siemens Networks, Hadapt czy niebawem Volvo. Projekty (większość z nich z możliwością zaliczenia jako praca magisterska) są realizowane w zespołach do trzech osób. Do inicjatywy może przystąpić każdy student lub absolwent, niezależnie od tego, jaką uczelnię kończył.
Część żaków szuka zleceń na pracę dyplomową we własnym zakresie. – Studiuję finanse i rachunkowość przedsiębiorstw, dlatego poszukuję firmy chętnej do współpracy – pisze studentka poznańskiego Uniwersytetu Ekonomicznego w ogłoszeniu na jednym z portali branżowych (GoldenLine). Proponuje tematy związane m.in. z zarządzaniem majątkiem obrotowym czy oceną ryzyka kredytowego.

Polska specjalność

Pisanie prac dyplomowych na zlecenie to nowe zjawisko na polskich uczelniach. Co więcej, przez pewien czas będzie on polską specjalnością. – Na Zachodzie istnieje mniejsza presja na tego typu współpracę, gdyż już od szkoły średniej młodzi ludzie uczą się w sposób praktyczny o biznesie, jest on obecny w procesach kształcenia na wszystkich poziomach i nie ma potrzeby wdrażania tego typu inicjatyw na masową skalę – tłumaczy dr Maciej Kozakiewicz.
Kooperacja biznesu i uczelni jest standardem obowiązującym na Zachodzie od co najmniej kilku lat. Przykładowo w 2007 r. Uniwersytet w Teksasie podpisał umowę z brazylijskim konsorcjum Petroleo Brasileiro zajmującym się wydobyciem ropy naftowej. Studenci z Brazylii, sponsorowani przez firmę, mogą się uczyć na teksańskiej uczelni i zdobyć tytuł, np. pisząc pracę na temat działalności Petroleo.
Pomysł zachwalają też eksperci. – To świetne połączenie jakości z przydatnością, czego wynikiem będzie mniej nikomu niepotrzebnych prac magisterskich – mówi dr Jerzy Thieme, autor książki „Szkolnictwo wyższe. Wyzwania XXI wieku”. Jego zdaniem takie praktyki powinny wykluczyć proceder zakupu prac gotowych, a więc zwykłych plagiatów. – Przynajmniej w części praktycznej nie będzie takiej możliwości, jeśli praca będzie powstawała na zamówienie i we współpracy z przedsiębiorstwem – mówi. Z kolei Piotr Sarnecki, ekspert z PKPP Lewiatan, radzi: – We wszystkim trzeba znać umiar i systemowo eliminować potencjalne zagrożenia, np. preferowanie wyłącznie jednej firmy z danej branży – mówi. – Ale należy się cieszyć, iż do takiego partnerstwa w ogóle dochodzi – dodaje. Jego zdaniem to kierunek, w którym powinno zmierzać polskie szkolnictwo wyższe, tym bardziej że w perspektywie 10 – 12 lat z powodu mniejszej liczby studentów to firmy będą zabiegać o współpracę z uczelniami, a nie odwrotnie.