Otwarcie niemieckiego rynku pracy może być w przyszłości problemem dla Polski, a nie dla Niemiec, ze względu na groźbę wyjazdu młodych ludzi - uważa specjalistka w dziedzinie stosunków polsko-niemieckich, rzecznik praw obywatelskich prof. Irena Lipowicz.

Wskazała, że emigracja wielu młodych ludzi grozi pogorszeniem i tak trudnej sytuacji demograficznej Polski.

Prof. Lipowicz - która przed objęciem stanowiska RPO kierowała Fundacją Współpracy Polsko-Niemieckiej, a wcześniej była ambasadorem RP w Austrii - uczestniczyła w poniedziałek na Uniwersytecie Śląskim w Katowicach w uroczystym wręczeniu nagród w konkursie na najlepszą pracę magisterską podejmującą problematykę polsko-niemiecką.

W swoim wykładzie prof. Lipowicz zwróciła uwagę, że nie zrealizował się scenariusz, którego obawiało się wielu Niemców: że tuż po otwarciu rynku pracy (co nastąpiło 1 maja) ich kraj zaleją setki tysięcy Polaków szukających pracy.

"Otwarcie rynku pracy może być problemem dla Polski, nie dla Niemiec. Znowu możemy stracić - nawet jeżeli byłoby to tylko 200-300 tys. ludzi. Polska znowu traci, przy swojej fatalnej sytuacji demograficznej, świetną młodzież" - oceniła prof. Lipowicz.

Do najpilniejszych zadań zaliczyła poprawę sytuacji polskich kobiet, które w Niemczech pracują na czarno jako opiekunki ludzi starszych. To 150 tys. kobiet, które zwykle są bez ubezpieczenia, osamotnione, narażone na depresje - alarmowała prof. Lipowicz. Kobietom ma pomóc Caritas.

Mówiąc o stosunkach polsko-niemieckich podkreśliła, że obydwa kraje mają za sobą 20 najlepszych lat wspólnej historii i dziś łączy je równoprawne partnerstwo. "Nie jest to współpraca wolna od zadrażnień i nieporozumień" - zastrzegła i wyliczała kontrowersje z ostatnich lat, jak np. nieuznanie Polaków mieszkających w Niemczech za mniejszość narodową i kwestię dwujęzycznych nazw miejscowości.

Niemcy w ostatnich latach mieli pretensje np. o przenoszenie produkcji do Polski. Strona polska - że nie została włączona w proces decyzyjny w sprawie budowy Gazociągu Północnego, krytykowała też wystąpienia Eriki Steinbach - przypomniała Lipowicz.

Profesor przekonywała, że mówiąc o relacjach społecznych Polaków i Niemców, nie można oddzielać ich od "tragicznej trudnej, strasznej historii polsko-niemieckiej, a zwłaszcza tego, czego doświadczyła Polska w okresie II wojny światowej". "Nie ma co zamykać oczu na przeszłość, bo jeżeli się to uczyni, może się to zemścić na przyszłość" - przekonywała.

W najbliższych dniach Bundestag ma przyjąć deklarację, rehabilitującą Związek Polaków w Niemczech, którego członkowie na początku II wojny światowej zostali wymordowani lub zesłani do obozów koncentracyjnych. "Oddanie im sprawiedliwości będzie wielkim elementem w stosunkach polsko-niemieckich" - oceniła.

Do studentów i naukowców z UŚ prof. Lipowicz apelowała, by zajęli się przez lata przemilczaną kwestią wyjazdów polskich obywateli do Niemiec w latach 70., na podstawie traktatu Gierek-Schmidt, co określiła jako wstydliwą tajemnicę PRL. "W gruncie rzeczy było to sprzedanie za pieniądze około miliona polskich obywateli - Kaszubów, Ślązaków i Mazurów" - podkreśliła prof. Lipowicz.

Zaznaczyła, że ten temat jest trudny także dla samych Niemców, którzy chcieli ściągnąć do kraju swoich rodaków. Jednak w realiach PRL, gdy brakowało chętnych do wyjazdu, niektórych przymuszano. "Polska pozbywała się swoich obywateli i to takich, którzy często mieli bardzo silną polską tożsamość" - podkreśliła Lipowicz.

"Oczywiście wiele osób chciało wyjechać, ale byli tacy, do których zgłaszał się oficer SB i proponował, że przejmie nieruchomość, a za to oni dostaną paszport. Jak ktoś nie chciał wyjeżdżać, tracił pracę, dzieci traciły miejsce na studniach" - przypomniała profesor i dodała, że zmuszani do wyjazdu bezprawnie tracili nieruchomości i obywatelstwo, państwo przejęło ich oszczędności. "To oni są później paliwem do populizmu, bo mówi się, że +Niemcy odzyskują tereny na Śląsku czy na Mazurach+" - podkreśliła prof. Lipowicz.