Nowa ustawa refundacyjna jest niekorzystna dla chorych – przestrzegają eksperci i organizacje pacjenckie. Ministerstwo Zdrowia uważa inaczej, ale wyliczeń na to nie daje.
To, ile zapłacimy w aptece za lek refundowany, będzie od nowego roku zależeć od skuteczności urzędników resortu zdrowia, którzy będą z koncernami negocjować ceny. Zakazane będą promocje, karty rabatowe czy zniżki dla seniorów. Przesądza o tym przyjęta właśnie przez parlament ustawa refundacyjna.
Minister zdrowia Ewa Kopacz jest przekonana, że pacjentom to się opłaci. Nie zgadzają się z tym eksperci. Wskazują, że ceny części leków, które nie będą podlegać rabatom, wzrosną, a na dodatek zmniejszą się dopłaty do refundacji przez NFZ. – Pacjenci zapłacą za leki dodatkowo około 3 mld zł w ciągu czterech lat – przestrzegają eksperci firmy badawczej IMS Health. Te dane trudno ocenić, bo ministerstwo, które przygotowało projekt, żadnych szacunków zmian dla pacjentów nie przedstawiło.

Negocjują i wygrywają

Obecnie firmy negocjują z MZ urzędowe ceny, za które mogą sprzedawać leki, do których dopłaca państwo. Ale potem, w łańcuchu dystrybucji, udzielają różnych rabatów. W obniżkach specjalizują się zwłaszcza producenci leków oryginalnych i innowacyjnych, którzy wiedzą, że polskich pacjentów na nie nie stać. – Obniżki cen, o które walczą hurtownie, szpitale i apteki, przynoszą znacznie lepsze efekty niż zabiegi ministerstwa. Wolny rynek działa lepiej niż ceny urzędowe – zwraca uwagę dr Leszek Borkowski, były szef Urzędu Rejestracji Leków, obecnie doradzający m.in. szpitalom, jak taniej kupować leki. Są one w stanie wynegocjować rabaty sięgające 90 proc.
Po Nowym Roku szpitale dalej będę kupować leki w przetargach. Ale hurtownie czy apteki żadnych zniżek dla pacjentów już nie wynegocjują.

Krajowi się cieszą

Zagrożenia za to widzą organizacje pacjentów i prawnicy, jak prof. Michał Klesza, a nawet Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów. – Efektem nowej ustawy będą likwidacja konkurencji i droższe leki, więc ich mniejsza dostępność dla osób o niższych dochodach – ostrzega Małgorzata Krasnodębska-Tomkiel, prezes UOKiK.
O sztywne ceny i marże na leki w ostatnich latach zabiegały dwa środowiska, i to niezależnie od siebie: aptekarze oraz polscy producenci leków generycznych. Pierwsi chcieli się pozbyć konkurencji sieciowych aptek z lekami za złotówkę. Drudzy wiedzą, że bez rabatów leki oryginalne, które naśladują, i z którymi konkurują, będzie trudniej sprzedać. Dlatego polskie firmy ostro protestowały przeciw ustawie Kopacz tylko wtedy, gdy groził im 3-procentowy parapodatek od obrotów na refundacji. Twierdziły wtedy, że pacjenci przez ustawę za leki zapłacą o 18 proc. więcej. Gdy zapis bijący w zyski firm skreślono, Polski Związek Pracodawców Przemysłu Farmaceutycznego oraz PKPP Lewiatan wydały komunikat, że ustawa to dobre rozwiązanie porządkujące rynek farmaceutyczny. Ale wszytskie pozostałe organizaje i instytucje nadal biją na alarm.
Polska bazuje głównie na lekach odtwórczych. Tylko co czwarte opakowanie to lek oryginalny lub nowoczesny, innowacyjny. Pod względem wydatków leki generyczne, zwykle tańsze, mają ok. 60 – 65 proc. rynku.