Nawet na 600 lat starczy pieniędzy w funduszach, na które łożą firmy. Mimo to dalej muszą płacić. Rząd łata budżet pieniędzmi z Funduszu Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych (FGŚP) i Funduszu Pracy. Zamiast na ustawowe cele społeczne nadwyżki z opłat pobieranych od pracodawców wykorzystuje według własnego uznania.
Jak wynika z projektu budżetu na 2012 rok, w funduszach ma być 10,2 mld zł nadwyżki. Tymczasem firmy wpłacają tam dodatkowe 10,3 mld zł, nie mając żadnego wpływu na sposób wykorzystania tych funduszy. – To przestępstwo. Niech rząd powie uczciwie, że podatki dla firm są w Polsce o około 1,5 pkt proc. wyższe – mówi nam Jerzy Bartnik, prezes Związku Rzemiosła Polskiego. W podobnym tonie wypowiadają się wszystkie organizacje pracodawców zasiadające w komisji trójstronnej, z którymi rozmawiał „DGP”.
Rząd arbitralnie przejmuje nadwyżki, żeby poprawić sobie w ten sposób wskaźniki zadłużenia i na tym zarabiać. Na koniec 2012 roku aż 5 mld zł – z 10-mld nadwyżki – będzie się znajdować – jak czytamy w załączniku 6 do ustawy budżetowej – „w zarządzaniu lub depozycie u ministra finansów”. – To oburzająca praktyka. Pracodawcy nie po to wpłacają pieniądze do FP, aby zarabiało na nich państwo. Mają aktywizować bezrobotnych, aby firmom łatwiej było o wykwalifikowanych pracowników – mówi Jeremi Mordasewicz z PKPP Lewiatan. Wskazuje, że rząd powinien w tej sytuacji obniżyć składkę. – Firmy lepiej wiedzą, co zrobić z pieniędzmi, niż urzędnicy – mówi Mordasewicz.
Absurd pobierania składek najlepiej obrazuje sytuacja w FGŚP. W przyszłym roku fundusz, który wypłaca wynagrodzenia pracownikom w razie upadłości lub likwidacji firmy, ma wydać na ten cel 5 mln zł. Tymczasem od firm pobierze 381 mln zł, a na koncie będzie miał 3,08 mld zł nadwyżki. Ma więc pieniądze na wypłatę zobowiązań na 616 lat. – Apelowaliśmy do ministra finansów, aby w 2012 roku nie pobierał składki do FGŚP. Odpowiedział, że nie pozwala mu na to nałożona przez Brukselę na Polskę procedura nadmiernego deficytu – mówi nam Adam Ambroziak z Pracodawców RP.
Podobna sytuacja, choć na mniejszą skalę, ma miejsce w FP. Na początek przyszłego roku będzie miał do dyspozycji 5,3 mld zł nadwyżki, a jego wydatki mają w całym roku wynieść 8,8 mld zł. Mimo to pobierze od firm prawie 10 mld zł. Ale nie po to, aby więcej pieniędzy przeznaczyć na aktywizację. Podobnie jak w tym roku na ten cel wyda 3,4 mld zł. Pieniądze ze składek mają dać 7,1 mld zł nadwyżki. – Taka sytuacja budzi wątpliwości konstytucyjne. Rząd pobiera składki, które z definicji mają służyć określonemu celowi, a traktuje je jak podatki – mówi Bartnik. Deklaruje, że jeśli nie pomogą postulaty zmiany tej polityki w komisji trójstronnej, związek będzie się starał zaskarżyć te praktyki do Trybunału Konstytucyjnego.
Pieniądze z Funduszu Pracy i Funduszu Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych nie mogą służyć politykom do łatania dziury budżetowej – uważają przedsiębiorcy. Ich zdaniem powinny być przeznaczane na aktywizację zawodową
Pracodawcy chcą mieć realny wpływ na to, jak wydawane są ich składki z Funduszu Pracy i Funduszu Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych. W tym celu domagają się powołania Rady FP i Rady FGŚP. – 5 maja w ramach zespołu w komisji trójstronnej rozpoczęliśmy prace nad rewizją wydatków FP – mówi nam Adam Ambrozik z Pracodawców RP.
Niezrozumiałe decyzje
Reakcja pracodawców to efekt tego, że decyzje w sprawie przeznaczenia pieniędzy z FP i FGŚP są często dziwaczne i nieuzasadnione. Podejmują je, według własnego uznania, politycy. Tak działo się np. z pieniędzmi FP. W 2007 r. pojawił się pomysł, aby połowa wpływających tam składek trafiła do NFZ. Rząd, szukając na siłę uzasadnienia tej decyzji, argumentował wtedy, że zdrowszy obywatel to lepszy pracownik. Wtedy pomysł upadł. Ale w 2009 roku już się udało. Od tego czasu, mimo sprzeciwów pracodawców, a nawet zastrzeżeń Biura Analiz Sejmowych, pieniądze z FP finansują staże dla lekarzy, pielęgniarek i położnych oraz zasiłki i świadczenia przedemerytalne. Fundusz wydaje na to 2,3 mld zł. Te ostatnie świadczenia są jednak przykładem transferów dezaktywizujących, a nie takich, które poprawiają sytuację na rynku pracy.
– Naszym zdaniem pieniądze z tych dwóch funduszy nie powinny być w ogóle pod nadzorem ministra finansów – uważa Jerzy Bartnik, prezes Związku Rzemiosła Polskiego. Chce, by w specjalnych radach przy obu funduszach zasiadali przedstawiciele pracodawców, którzy będą mieli wpływ na racjonalne wydawanie pieniędzy. Podobnie uważa Zbigniew Żurek, wiceprezes Business Centre Clubu. Także on chciałby, aby to pracodawcy realnie wpływali na to, w jaki sposób są wydawane pieniądze z funduszy.
Lekceważeni pracodawcy
Pracodawców oburzają też obecne decyzje polityków, którzy bardziej kierują się przy ich podejmowaniu sytuacją budżetu w 2012 r. niż ich potrzebami. – Sytuacja na rynku pracy wciąż jest trudna i rząd nie powinien zamrażać funduszy na aktywizację – uważa Adam Ambrozik. Tłumaczy, że tracą na tym pracodawcy, bezrobotni i cała gospodarka. Mniej osób podnosi swoje kwalifikacje, mniej zakłada firmy dofinansowane przez FP, mniej trafia na firmowe staże.