Pod znakiem zapytania staje rządowy plan radykalnej redukcji deficytu. Polska w przyszłym roku ma go obniżyć z 7,9 proc. PKB do 2,9 proc. Ale jak ustaliliśmy, w przyszłym roku ma zostać zrealizowana obietnica kolejnej, 7-proc. podwyżki dla nauczycieli. 7-proc. podwyżkę pensji od 2012 r. pracownicy oświaty mają już zagwarantowaną. Teraz chcą 10 proc.
To sprowokuje dalsze roszczenia. Maleje szansa na dotrzymanie obietnic złożonych Brukseli. – Nieoficjalnie mamy już potwierdzenie od rządu, że w 2012 roku nauczyciele otrzymają taką samą podwyżkę jak w tym – mówi nam Sławomir Wittkowicz z Forum Związków Zawodowych, a Sławomir Broniarz, prezes Związku Nauczycielstwa Polskiego, dodaje: – Spodziewamy się 7-proc. podwyżki od 1 września 2012 r. Będziemy się jeszcze starać wynegocjować dwukrotny wzrost po 5 proc. – w styczniu i we wrześniu. Informacje związkowców potwierdza poseł z prezydium klubu PO. Zasugerował je też wczoraj premier. – Jest kilka rzeczy, co do których się zobowiązaliśmy, np. zakończenie projektu podwyżek dla nauczycieli – mówił Tusk.
Abstrahując nawet od kilkuset milionów złotych kosztu podwyżki, należy się spodziewać, że ukłon w kierunku nauczycieli pociągnie falę roszczeń innych grup zawodowych. Najbardziej zdeterminowana do wyszarpania pieniędzy z budżetu będzie półmilionowa rzesza pracowników sfery budżetowej. Od dwóch lat ich pensje stoją w miejscu, tak też ma być w 2012 r. A zarabiają mniej od nauczycieli. Wyliczyliśmy: po 7-proc. podwyżce średnia płaca nauczyciela mianowanego wyniesie 4033 zł, a dyplomowanego 5153 zł. Tych pedagogów jest 80 proc.
W kolejce do podwyżek jest Jolanta Fedak domagająca się zasiłków rodzinnych; ministrowie Klich i Miller chcą podwyżek dla żołnierzy i funkcjonariuszy, a Michał Boni wyższych wydatków na aktywizację bezrobotnych. Minister rolnictwa Marek Sawicki chce, aby budżet dopłacił 2,5 mld zł do składek pracujących rolników.
Pierwsze starcie już w środę. Wtedy premier z ministrami będzie omawiał założenia do budżetu. W czwartek już oficjalnie zajmie się nimi rząd. Ale szef resortu finansów ma mocny argument – regułę wydatkową, która ustala maksymalną pulę wydatków.