Unijne środki zamiast na aktywizację mieszkańców wsi trafiają na pensje działaczy. Program pomocy Leader może się okazać fiaskiem, chyba że zostaną uproszczone procedury. Unia Europejska może zakwestionować projekt w całości i odebrać Polsce 2,5 mld zł
Dzięki programowi Leader z unijnych pieniędzy miały powstawać na wsi nowe miejsca pracy, przedszkola i świetlice. Mieszkańcom zaś miał zapewnić możliwość podnoszenia kwalifikacji. Środki miały trafiać do organizacji pozarządowych, wiejskich animatorów i liderów, a także przedsiębiorczych mieszkańców wsi.
Po prawie dwóch latach realizacji programu widać, że skorzystały z niego głównie tzw. lokalne grupy działania (LGD), czyli stowarzyszenia tworzone przez przedstawicieli gmin, organizacji pozarządowych i lokalnych przedsiębiorców. W całym kraju powstało ich 337. To one miały dzielić unijne pieniądze z Leadera. Okazuje się jednak, że najsprawniej wydają pieniądze na własne funkcjonowanie. Na tworzenie biur, zatrudnianie pracowników, zakupy sprzętu i mebli wydały już prawie 200 mln złotych.

Euro na komputery

Gorzej jest z realizacją lokalnych strategii rozwoju, co jest podstawowym zadaniem LGD. Na ten cel trafiło na wieś niecałe pół miliarda złotych, czyli mniej niż 30 proc. wszystkich środków przyznanych Polsce do 2013 roku. Niepokojące tendencje potwierdzają wyniki kontroli urzędów marszałkowskich. Urzędnicy kwestionują zasadność wielu wydatków, m.in. niczym nieuzasadnionych nadmiernych zakupów sprzętu komputerowego lub biurowego. Innym zastrzeżeniem jest to, że unijne pieniądze trafiają do zamkniętego kręgu ludzi.
Jak mówi Paweł Pacek, zastępca dyrektora w Ministerstwie Rolnictwa i Rozwoju Wsi, zdarzało się np., że zakupu papieru i materiałów dokonywano w firmie powiązanej osobowo z pracownikami LGD, a ekspertyzę na ten sam temat po raz trzeci wykonywała osoba spokrewniona z jej prezesem. Na porządku dziennym są takie uchybienia, jak dokonywanie rozliczeń gotówką, podczas gdy w ten sposób LGD mogą płacić tylko za drobne wydatki poniżej tysiąca złotych. LGD muszą urzędom marszałkowskim zwracać pieniądze – od kilkuset do – w skrajnych przypadkach – nawet kilkudziesięciu tysięcy złotych. Jedna z LGD działająca na Podlasiu jest z tego powodu na granicy bankructwa. Wstrzymano jej bieżące finansowanie, a do zwrotu ma 24 tys. zł wydanych na sprzęt w 2009 roku.



Entuzjazm kontra biurokracja

Z badania przeprowadzonego przez dr. Wojciecha Kniecia, socjologa z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu, we współpracy z Fundacją Partnerstwo dla Środowiska, wynika jednak, że porażki Leadera nie można przypisywać tylko LGD. Unijne pieniądze pobudziły entuzjazm na wsi, powstało wiele ciekawych pomysłów, które niestety nigdy nie zostaną zrealizowane, ponieważ zostały zahamowane przez biurokrację. Urzędy marszałkowskie kwestionują bowiem nie tylko wydatki ponoszone na biura LGD, ale także pomysły zgłaszane we wnioskach przez lokalnych przedsiębiorców czy organizacje pozarządowe.
– Badanie ujawniło istnienie piramidy strachu. Lokalne grupy boją się urzędów marszałkowskich, te Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa i ministra, a ten – Europejskiego Trybunału Obrachunkowego. Jedni przerzucają odpowiedzialność za biurokratyczne absurdy na drugich – podkreśla Wojciech Knieć.
Zdaniem ekspertów rola LGD w całym programie jest znikoma. Sprowadza się do przyjmowania wniosków od gmin, organizacji pozarządowych i osób fizycznych oraz ich wstępnej oceny. LGD mają na to miesiąc i zwykle wywiązują się z tego obowiązku w terminie. Potem przesyłają je do urzędów marszałkowskich, a tam ich ocena trwa nawet 9 miesięcy. W tym czasie kontakt LGD z wnioskodawcami bardzo często się urywa.
– Czas, który upływa od złożenia wniosku w LGD do wydania decyzji o przyznaniu pomocy przez urząd marszałkowski, jest zbyt długi. Powinien trwać nie więcej niż trzy – cztery miesiące – przyznaje Paweł Pacek.
Urzędy marszałkowskie tłumaczą, że wnioski są tak długo rozpatrywane, ponieważ jest w nich dużo błędów, niektóre zawierają tylko podstawowe dane wnioskodawcy i krótki opis pomysłu, który ma być zrealizowany za unijne pieniądze. W takiej sytuacji uwagi urzędnika do tak niekompletnego wniosku zajmują kilkanaście stron.
– Tak długi czas czekania na decyzje powoduje, że ludzie, którzy mają jakiś pomysł, rezygnują z jego realizacji – podkreśla Józef Konopacki z LGD Tatarski Szlak w Sokółce.

Błędne koło wniosków

Z 16 wniosków, które do tej grupy trafiły w ubiegłym roku, pozytywnie został rozpatrzony tylko jeden, złożony przez gminę. Osoby fizyczne rezygnują, bo nie mają własnych środków na kredytowanie przedsięwzięć. Leader przewiduje tylko refundację kosztów poniesionych na realizację projektu. W innych programach pomocowych i unijnych, np. w Programie Operacyjnym Kapitał Ludzki, fundusze dla wsi są dostępne w formie dotacji.
Dlatego LGD coraz częściej decydują się na przesunięcie środków z Leadera kosztem przedsiębiorców czy organizacji pozarządowych na rzecz samorządów lokalnych. Skutek tego jest taki, że np. na tworzenie nowych firm usługowych na wsi z Leadera wydano dotychczas zaledwie 75 mln zł. A dostępne na ten cel jest nawet pół miliarda złotych. Zamiast nowych miejsc pracy na wsi powstają więc ścieżki rowerowe i są organizowane festyny.

Uratować Leadera

Wielu ekspertów obawia się jednak, że przez to cele programu nie zostaną osiągnięte. Komisja Europejska może go w całości zakwestionować i odebrać Polsce przyznane pieniądze.
Organizacje pozarządowe uważają, że Leadera można byłoby uratować, jeśli da się więcej uprawnień LGD oraz uprości procedury. Chcą, żeby decyzja o przyznaniu pomocy nie zapadała w urzędzie marszałkowskim, ale właśnie w grupie.
Zdaniem Pawła Packa nie jest to możliwe w obecnej perspektywie finansowej (2014 – 2020). Wymagałoby to przeprowadzenia szczegółowego audytu wszystkich lokalnych grup działania, a to byłby bardzo kosztowny i długotrwały proces. Drugim postulatem strony społecznej i ekspertów jest uproszczenie procedur. Jak podkreśla Wojciech Knieć, wystarczyłoby stworzyć generator wniosków, a także zastąpić obowiązkowe zaświadczenia oświadczeniami. Ponadto czas oczekiwania na rozpatrzenie wniosku można skrócić, jeśli uprości się jego formularz.