Koniec unijnych dotacji oznacza dla branży szkoleniowej problemy finansowe. Jeżeli firmy chcą przetrwać muszą szukać nisz na rynku komercyjnym.
Rynek szkoleniowy czeka trudny okres. Zaczynają się kończyć unijne pieniądze na podnoszenie kwalifikacji. Tymczasem funkcjonuje na nim ponad 1,2 tys. instytucji szkoleniowych, dla których Program Operacyjny Kapitał Ludzki (PO KL) to podstawowy sposób finansowania działalności. Eksperci ostrzegają, że wraz z wygaszaniem unijnych projektów zaczną one znikać z rynku. Koniec dotowanych szkoleń to problem także dla przedsiębiorców, którzy przez ostatnie trzy lata mogli tanio szkolić kadry. Już za dwa lata będą musieli inwestować w ich rozwój własne pieniądze albo szukać ich gdzie indziej, np. w Funduszu Pracy. Problem w tym, że także tam jest ich coraz mniej.

Niepewna przyszłość

2010 rok był dla firm szkoleniowych rekordowy. Rynek szkoleń został zasilony kilkoma miliardami złotych ze środków unijnych. Tak dobrze nie będzie już nigdy w obecnej perspektywie finansowej, czyli do 2013 roku. Najatrakcyjniejsze dotacje z PO KL w dużej części zostały już rozdysponowane. Województwa wydały ponad 70 proc. środków przeznaczonych na aktywizację osób bezrobotnych oraz ponad połowę pieniędzy na szkolenia pracowników firm. Nowe projekty z PO KL będą wiele bardziej specjalistyczne i celowane do konkretnych branż, takich jak energetyka odnawialna czy ochrona środowiska.
– Tego typu specjalistycznymi szkoleniami nie jest zainteresowany szeroki rynek szkoleniowy, a więc te pieniądze nie będą już dla wszystkich – podkreśla Marek Dziduszko, wiceprezes Polskiej Izby Firm Szkoleniowych.
Z danych portalu www.inwestycjawkadry.pl wynika, że na polskim rynku działa prawie 7 tys. instytucji szkoleniowych. Ponad 1,2 tys. z nich ma w swojej ofercie szkolenia dotowane przez UE. A kilkaset korzysta tylko z unijnych dotacji.
– Firmy, które oparły cały portfel zamówień na środkach unijnych, będą miały za dwa – trzy lata gigantyczny problem. Większość z nich będzie musiała zakończyć lub ograniczyć działalność szkoleniową – mówi Jarosław Motyka, dyrektor w firmie WYG International.
Prognozuje, że przetrwają te, które mają jak najbardziej zróżnicowaną działalność.

Co trzeci zniknie z rynku

Podobnego zdania jest Jerzy Kwieciński, prezes Fundacji Europejskie Centrum Przedsiębiorczości. Jego zdaniem do 2015 roku, kiedy powinny już być dostępne nowe dotacje szkoleniowe, może upaść nawet jedna trzecia firm, które utrzymują się z unijnych pieniędzy.
Problem kurczącego się rynku dotowanych szkoleń już teraz odczuwają osoby prowadzące szkolenia. Część z nich jest zatrudniona w firmach szkoleniowych, część działa na rynku na zasadzie jednoosobowej działalności gospodarczej. Cztery lata temu było 8,8 tys. trenerów, dziś ponad 10 tys. Bartosz Soczówka, wiceprezes firmy szkoleniowej Berndson, prognozuje, że wraz z kurczeniem się rynku dotowanych szkoleń nawet jedna trzecia z nich może pozostać bez pracy.
– Ponieważ rynek szkoleń dotowanych w początkowym okresie nie stawiał dużych wymagań, trafiło na niego dużo osób bez doświadczenia trenerskiego i biznesowego. Ci trenerzy nie znajdą dla siebie miejsca na rynku komercyjnym i będą musieli się przekwalifikować – podkreśla Bartosz Soczówka. Dodaje, że branża szkoleniowa potrzebuje przede wszystkim praktyków biznesu. Już w tej chwili najlepszych trenerów z firm komercyjnych podkupują te podmioty, które działają na rynku EFS.



Recepty na przetrwanie

Żeby przetrwać najtrudniejszy okres, firmy będą musiały pozyskiwać klientów na zasadach komercyjnych. Nie wiadomo jednak, jak zachowają się przedsiębiorcy. Dzisiaj rynek jest zalany tanimi szkoleniami, przedsiębiorca otrzymuje dziennie kilka ofert i może wybierać te najlepsze.
– To będzie duży problem, jak przyciągnąć klienta, który będzie musiał za te usługi płacić – podkreśla Jarosław Motyka.
Wiele będzie zależało od sytuacji gospodarczej. W czasie kryzysu w pierwszej kolejności firmy tną wydatki szkoleniowe. Dla niektórych firm, które utrzymywały się z funduszy unijnych, zderzenie z rynkiem komercyjnym, na którym liczy się przede wszystkim jakość, może być brutalne.
– Przetrwają te, które mają najlepszych trenerów, ponieważ konkurować będzie się nie ceną, ale jakością – prognozuje Jerzy Kwieciński.
Przewiduje, że zimny prysznic, jaki czeka firmy szkoleniowe przyzwyczajone do łatwych pieniędzy z UE, może wpłynąć na nie motywująco, bo będą zmuszone do konkurowania o klientów. Będą rywalizować przede wszystkim o pozyskanie dużych firm (zwłaszcza nastawionych na usługi), bo one najlepiej rozumieją, że bez przeszkolonych kadr nie są konkurencyjne na rynku. Przetrwają ci, którzy znajdą nisze na rynku szkoleniowym i będą w stanie oferować bardzo specjalistyczne szkolenia kierowane do wybranych branż.
Dziś są to np. finanse w farmaceutyce albo prawo zamówień publicznych. Niektóre firmy szkoleniowe już przygotowują się na ciężkie czasy.
– Tworzymy bazę potencjalnych klientów. Różnicujemy ofertę komercyjną, poszerzając ją o nowe typy szkoleń, np. z branży IT czy walidacji. Bierzemy udział w przetargach komercyjnych na takie szkolenia – podkreśla Anna Zakrzewska z Firmy 2000 sp. z o. o.

Liczy się płynność

Ministerstwo Rozwoju Regionalnego zapowiada, że będzie walczyć o to, aby w kolejnym okresie programowania na lata 2014 – 2020 Polska otrzymała na szkolenia nie mniej pieniędzy niż w obecnej perspektywie finansowej. Eksperci podkreślają, że dla przyszłości rynku szkoleniowego równie ważne, jak ilość pieniędzy będzie to, kiedy zaczną one zasilać rynek.
– Powinniśmy zrobić wszystko, żeby przejść płynnie z jednej do drugiej perspektywy finansowej – podkreśla Jarosław Motyka.
Najwięcej firm szkoleniowych upadło w latach 2007 – 2008, kiedy skończyło się finansowanie z Sektorowego Programu Operacyjnego Rozwój Zasobów Ludzkich, a PO KL wystartował z dwuletnim opóźnieniem. Firmy szkoleniowe nie chcą, aby ta sytuacja się powtórzyła.