Ten kierunek zmian oznacza obniżenie poziomu oszczędności, a w efekcie - obniżenie poziomu inwestycji. Skoro maleją inwestycje, wolniej modernizujemy polskie firmy i wolniej będziemy tworzyć miejsca pracy. W konsekwencji będzie wolniejszy wzrost gospodarczy, a ponieważ nasze emerytury w przyszłości będą zależały od tempa wzrostu gospodarczego, będą one niższe. Nie da się tej logiki naruszyć.
Dotychczas jedna trzecia naszej składki emerytalnej była przekazywana do OFE i oszczędzana, a dwie trzecie przekazywane na bieżące emerytury. Po tej zmianie, czyli od 1 maja, już tylko jedna dziesiąta składki będzie oszczędzana, a dziewięć dziesiątych będzie przekazywana na bieżące emerytury. Oznacza to w zasadzie marginalizację filara emerytur kapitałowych.
Nawet jeżeli uwzględnimy zakładane podniesienie limitu inwestycji w akcje, to i tak ogółem będzie można inwestować w nie mniej niż dotychczas. To oznacza słabsze zasilenie rynku kapitałowego poprzez giełdę i niższe emerytury, bo nawet rząd przyznaje, że długoterminowe inwestycje w akcje przynoszą większy zysk niż inwestycje w obligacje i niż waloryzacja w ZUS.
O ile przy składce do OFE w wysokości 5 proc., którą proponował minister Boni, emerytury nie byłyby niższe niż w obecnym stanie, to przy składce 3,5 proc. będą niższe niż przy obecnych regulacjach prawnych. To jest zmiana na gorsze". (PAP)