Firmy zatrudniają pracowników, ale na czasowe umowy. Boją się stałych kontaktów, bo trudno je rozwiązać.
W IV kwartale 2010 roku liczba pracujących na etatach w stosunku do poprzedniego roku wzrosła o prawie 80 tys. Ale umów na czas określony przybyło w tym czasie 173 tys. Tak wynika z najnowszych danych GUS. To oznacza, że firmy preferują te umowy, nie tylko zatrudniając nowych pracowników, ale także nie przekształcają umów czasowych na stałe tym, którzy już u nich pracują. Liczba czasowych umów zwykle maleje w okresach pogorszenia koniunktury. Dlatego w latach 2008 – 2009 mieliśmy do czynienia ze spadkiem zarówno ich liczby, jak i odsetka.
– Wtedy pierwszymi tracącymi etaty są ci, którym kończą się terminy umów – mówi prof. Elżbiety Kryńskiej z Uniwersytetu Łódzkiego.
Dodaje, że dalszego wzrostu ich liczby można oczekiwać w kolejnych latach. Przewidywana poprawa koniunktury i zwiększenie liczby miejsc pracy będzie się odbywało głównie przez zatrudnienie terminowe.
Liczba pracujących na czas określony w Polsce zawsze była wysoka. Według danych Eurostatu pracowało tak w UE w 2009 roku średnio 13,6 proc. zatrudnionych. W Polsce – odsetek ten był największy (26,5 proc.). Nieco mniej takich pracowników było w Hiszpanii (25,4 proc.) i w Portugalii (22 proc.). W pozostałych krajach był znacznie niższy.
– Jedynym skutecznym sposobem na zwiększenie liczby stałych umów jest uelastycznienie prawa pracy, np. przez wprowadzenie dłuższych okresów rozliczeniowych czy tzw. banków czasu pracy – mówi Adam Ambrozik, ekspert Pracodawców RP.
Podkreśla, że bez tego firmy nie mogą reagować na wahania koniunktury, chcąc redukować zatrudnienie. Zawierają więc umowy terminowe lub kontrakty cywilnoprawne, które łatwiej jest rozwiązać.