Przedstawiciele samorządów z komisji przy MEN pracującej nad zmianami w Karcie nauczyciela chcą, aby obowiązywała ona zarówno w publicznych, jak i prywatnych placówkach. Choć i w tych, i w tych w nieco okrojonej formie.
– Teraz z 30 różnych przywilejów nauczyciele placówek niepublicznych mają zagwarantowane tylko dwa: legitymację służbową i status funkcjonariusza publicznego – mówi „DGP” Marek Wójcik, ekspert Związku Powiatów Polskich. I podkreśla, że jeśli uznajemy, że praca nauczyciela wymaga specjalnej ochrony, to ta powinna być jednakowa – niezależnie od miejsca pracy.

Prywatni mówią „nie”

Prywatne placówki objęciu dzisiejszą Kartą mówią kategorycznie „nie”. – Gdyby jednak ją uelastyczniono, m.in. tak aby dyrektor miał swobodę w zatrudnianiu i wynagradzaniu, bylibyśmy gotowi do rozmów – mówi Krystyna Starczewska, szefowa Krajowego Forum Oświaty Niepublicznej.
Dziś to, w jaki sposób traktowany jest nauczyciel w szkole niepublicznej, zależy zarówno od jej właścicieli, jak i – głównie – od praw rynkowych. Dobrzy fachowcy poszukiwanych specjalności mogą liczyć na większe pensje i przywileje niż inni. Jednak, co podkreślają związkowcy, często nauczycieli zatrudnia się na umowy-zlecenia, np. półroczne. – I nie płaci za wakacje – mówi Wojciech Jaranowski z Sekcji Krajowej Oświaty i Wychowania w NSZZ „Solidarność”. Choć nie jest to regułą. – Nasi nauczyciele organizację roku szkolnego i pensum mają podobne jak w publicznych szkołach – mówi „DGP” Maria Marzec, dyrektor Prywatnej SP nr 2 i Prywatnego Gimnazjum nr 2 w Krakowie. Ale zaraz dodaje, że objęcia niepublicznych szkół Kartą sobie nie wyobraża. – W publicznych dyrektorzy mają związane ręce i np. nauczyciela, którego jakość pracy oceniają nisko, zwykle nawet nie mogą zwolnić – mówi Marzec, która jest też przeciwniczką sztywnych zasad awansu i wynagradzania jako mało motywujących.

Związkowcy sceptyczni

Różnice występują też w przypadku publicznych i niepublicznych przedszkoli, choć tu są jeszcze większe. Zdaniem ekspertów w tych prywatnych nauczyciele najczęściej pracują po 40 godzin tygodniowo, a więc dwa razy dłużej niż w publicznych, a wynagrodzenia są porównywalne.
– Nie jestem zwolenniczką karty, uważam ją za anachronizm – mówi „DGP” Elżbieta Uniewska, szefowa Społecznego Towarzystwa Edukacji Przedszkolnej i portalu Przedszkolak.pl. Ona sama jednak w działającym przy towarzystwie przedszkolu kartę stosuje. Jak sama mówi, nie uznaje dzielenia ludzi na równych i równiejszych. Ale dodaje, że inne niepubliczne placówki się tym nie przejmują i niemal żadna z tych, które zna, nie stosuje np. skróconego do 20 godzin czasu pracy.
Jednak wbrew pozorom związkowcy nie powitali z zachwytem propozycji objęcia kartą wszystkich nauczycieli. – To tylko wybieg samorządów, by równocześnie okroić kartę, a na to nigdy się nie zgodzimy – mówi Wojciech Jaranowski z oświatowej „Solidarności”. A szef ZNP Sławomir Broniarz widzi tylko jedną możliwość: nie majstrować przy karcie, tylko poszerzyć grono za jej sprawą uprzywilejowanych.
MEN na razie nie zabiera głosu, czeka, aż dostanie projekt oficjalną drogą, a poza tym chce najpierw przedyskutować propozycje z członkami zespołu.
To ingerencja w rynek

Piotr Sarnecki z departamentu dialogu społecznego i stosunków pracy PKPP Lewiatan

Nie widzę możliwości objęcia Kartą nauczyciela niepublicznych szkół. To ingerencja w ich działalność gospodarczą. Nie można nikogo uszczęśliwiać na siłę. Karta nauczyciela krępuje dyrekcje szkół w kluczowych kwestiach, takich jak wybór najlepszych nauczycieli, poziom wynagrodzeń, czas i sposób organizacji pracy. Autonomia w tych sprawach jest tym ważniejsza, że przed prywatnymi placówkami trudne lata z powodu niżu demograficznego. Wiele szkół będzie zamykanych i trzeba promować zaradność.
Tendencja powinna być w drugą stronę – likwidacji anachronizmów. Karta premiuje nauczycieli, którzy spoczęli na laurach i którym nie zależy na jakości. A szefowie publicznych szkół albo mają związane ręce, na co często nawet nam się skarżą, albo sami są mało aktywni. Najbardziej widać to w szkołach technicznych i zawodowych, gdzie wielu nauczycieli przekazuje wiedzę, którą sami zdobyli w młodości, choć wiele się zmieniło. Z taką patologią powinniśmy walczyć, a nie przenosić ją na kolejne sektory. Karta nauczyciela, nawet gdyby jej zapisy uelastycznić, zawsze tworzy jakąś zamkniętą grupę.