Z analiz Izby Gospodarczej Towarzystw Emerytalnych wynika, że gdyby nic nie zmieniać, po 40 latach oszczędzania osoba rozpoczynająca pracę w tym roku i zarabiająca średnią krajową, dostałaby na starość 4704 zł, a po obcięciu składki do OFE - najwyżej 4129 zł.
Z kolei resort finansów policzył dwa scenariusze. Pierwszy: część składki, która zamiast do OFE, pójdzie do ZUS, będzie waloryzowana o wzrost gospodarczy i inflację. Wówczas przyszła emerytura zwiększy się - według ministerstwa - o 596 zł, do 5,3 tys. zł. Jeszcze więcej - 872 zł - zyskamy, jeżeli subkonto w ZUS będzie waloryzowane o zysk z obligacji skarbowych. Wtedy na starość dostaniemy 5576 zł.
Skąd te różnice?
Izba założyła, że po zmianach OFE będą inwestowały w akcje spółek giełdowych jedynie 30 proc. składek, a pozostałe 70 proc. - np. w obligacje. Dziś ustawowy limit inwestycji w akcje wynosi 40 proc. Ministerstwo zaś przyjęło, że po zmianach OFE "postawią" na akcje aż 90 do 100 proc. nowych składek, gdyż, jak tłumaczy osoba z kierownictwa resortu, limit inwestycji w akcje zostanie podniesiony do takiego poziomu. Dzięki temu zyski OFE mają być znacznie wyższe, niż gdyby nadal za część składek kupowały obligacje.
Ewa Lewicka, szefowa Izby protestuje: Nie można kazać OFE inwestować wszystkiego w akcje, bo jak przyjdzie bessa na giełdzie, to ci sami politycy powiedzą, że OFE źle inwestują i trzeba je zlikwidować.
Rząd chce obniżyć składkę od naszych pensji przekazywaną do otwartych funduszy emerytalnych. Od kwietnia ma ona spaść z 7,3 do 2,3 proc. Pozostałe 5 proc. zostanie zapisane na specjalnym subkoncie w ZUS i wydane na bieżące emerytury.