Rosnąca liczba prywatnych przedszkoli i żłobków to dowód, że państwo powinno nauczyć się nie przeszkadzać. Jeśli nie zapewnia opieki przedszkolakom, niech pozwoli robić to obywatelom.
Gdyby 12 lat temu dopuszczono prywatne kasy chorych, szpitale byłyby dziś w innej sytuacji. Bo nawet wtedy, mimo braku zachęt ze strony państwa, firmy ubezpieczeniowe wykupywały w szpitalach usługi dla swoich klientów. Dobre placówki, które podpisywały kontrakty, remontowały sale i kupowały sprzęt. I nagle odebrano im możliwość podpisywania takich umów.
Trzy lata temu obecna ekipa zapowiedziała likwidację państwowych domów dziecka, które są droższe w utrzymaniu i nie wychowują. Miały je zastąpić rodzinne domy dziecka – tańsze i osiągające świetne wyniki wychowawcze. Ale aparat urzędniczy obronił stan posiadania.
W Wielkiej Brytanii i USA utrzymanie więźnia kosztuje relatywnie mniej niż u nas, bo więzienia są prywatne. U nas taki pomysł zgasł szybciej, niż zabłysnął.
Takie przykłady można mnożyć w nieskończoność, bo nieskończona jest zachłanność polskiego państwa. Przez to właśnie słabego.