Zaostrza się konflikt między NFZ a lekarzami rodzinnymi. Ci nie rezygnują z postulatu podwyżki, a fundusz ostrzega, że jeżeli do 1 stycznia lekarze nie podpiszą kontraktów, nie będą mogli wypisywać recept na refundowane leki.
NFZ nie ma dodatkowych pieniędzy – mówi prezes NFZ.
Podwyżka stawki kapitacyjnej, czyli kwoty, jaką NFZ płaci lekarzom za każdego zapisanego do nich pacjenta, o 72 gr, spowoduje wzrost wydatków funduszu o około 400 mln zł.
– NFZ od 2,5 roku nie zgadza się na żadną podwyżkę. Efektem tych działań jest, to że lekarze muszą ograniczać się do wykonywania najbardziej niezbędnych badań, z innych pacjenci muszą rezygnować lub robić je prywatnie – mówi Jacek Krajewski, prezes PZ.
Z tym argumentem nie zgadza się NFZ i podaje kwoty: w 2008 roku na podstawową opiekę zdrowotną (POZ) wydawał 5,8 mld zł. W przyszłym roku będzie to 7,3 mld zł. W efekcie średni przychód jednego lekarza wynosi już 366 tys. zł rocznie. Z tych pieniędzy musi on jednak opłacić koszty badań diagnostycznych zapisanych do niego pacjentów, a także pokryć koszty swojej działalności.
Fundusz nie zamierza zmieniać swojego stanowiska. Jedynym punktem, który może być negocjowany, jest zmiana zarządzenia prezesa NFZ, które nakłada na lekarzy rodzinnych dodatkowe obowiązki związane ze sprawozdawczością, np. przekazywanie nie danych zbiorczych, ale szczegółowych dotyczących dzieci i młodzieży. Na to jednak nie ma zgody lekarzy rodzinnych.
Fundusz zapewnia, że ma plan awaryjny na wypadek braku kontraktów z lekarzami rodzinnymi.
– Ich obowiązki przejmą pediatrzy, interniści i izby przyjęć. Za dodatkowych pacjentów dostaną pieniądze z puli przewidzianej na POZ – mówi prezes NFZ.
Ci jednak twierdzą, że spowoduje to gigantyczne kolejki pacjentów.
– Już teraz trafiają do nas pacjenci, którzy zamiast na dyżur do lekarza POZ, idą na izbę przyjęć. W okresie zimowym jest ich szczególnie dużo – mówi Ada Sikorska, rzecznik prasowy Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego w Łodzi.