Wnioski o pomoc na nowe miejsca pracy, które można tworzyć za pieniądze z UE, toną w urzędniczych szufladach. Grozi nam, że zwrócimy Brukseli pomoc na etaty.
Urzędnicy Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa tłumaczą opóźnienia w przyznawaniu pieniędzy na nowe miejsca pracy niską jakością wniosków. Ponad połowa z nich odpadła w ubiegłorocznym naborze, a w tym roku negatywnie zweryfikowano już 363. Tworzenie i rozwój mikroprzedsiębiorstw to nowe działanie, nie było go w Sektorowym Programie Operacyjnym Rolnictwo 2004 – 2006 i wnioskodawcy się go uczą. O ich niewiedzy może świadczyć np. to, że wnioski składają osoby ubezpieczone w KRUS, którym z założenia pomoc nie przysługuje. Przedsiębiorcy występują też o zakup środków transportu, co do których w programie są duże ograniczenia.
Eksperci, z którymi rozmawialiśmy, uważają jednak, że wina leży także po stronie urzędników. Nie tylko z powodu braku działań ARiMR, ale także dlatego, że wnioski dotyczące mikroprzedsiębiorstw są trudne do rozpatrzenia. Wymagają m.in. weryfikacji planu finansowego inwestycji. Urzędnicy są wyjątkowo skrupulatni i często wzywają wnioskodawców do dokonania uzupełnień. Przerywa to bieg terminu, który zgodnie z rozporządzeniem mają na rozpatrzenie wniosku.

Dwa lata w kolejce

Ewelina Jachowicz z Jutrzyny w woj. dolnośląskim, która prowadzi firmę budowlaną i chciała utworzyć dwa nowe miejsca pracy dla dekarza i cieśli, poprawiała wniosek już trzy razy. Na ostateczną weryfikację czeka on od maja 2009 roku.
– Ostatnio zostałam poproszona o poprawienie kosztorysu. Urzędnicy zakwestionowali m.in. kwotę 19 tys. przewidzianą na zakup windy dekarskiej oraz 75 zł na za parę obuwia dla pracownika, mimo że takie właśnie ceny znalazłam w internecie- mówi Ewelina Jachowicz.
Skrupulatność urzędników ma jeszcze jeden powód. Boją się podejmować samodzielne decyzje.
– Zgodnie z obowiązującymi procedurami są zobligowani do stosowania jednolitej interpretacji przepisów. Zwracają się o nią do centrali agencji, co wydłuża czas rozpatrywania wniosku – mówi Ryszard Targosz z Dolnośląskiego Ośrodka Doradztwa Rolniczego we Wrocławiu.
Tak było w przypadku interpretacji przepisów rozporządzenia dotyczących miejsca zamieszkania i prowadzenia działalności gospodarczej przez wnioskodawcę.
Obecnie jest to już jednoznaczne, że osoba fizyczna lub przedsiębiorca, który ubiega się o dofinansowanie, musi mieć zarówno miejsce zamieszkania, jak i zarejestrowania działalności, na wsi lub w mieście liczącym do 5 tys. mieszkańców.
W 2009 roku dla urzędników niektórych oddziałów nie było to jednak oczywiste. Mieczysław Gołębiowski, producent wyborów z metalu z Wrocławia, chciał przenieść działalność do nieruchomości, którą nabył na wsi, i zatrudnić tam trzy osoby.
W chwili składania wniosku był jednak zameldowany we Wrocławiu i tam miał zarejestrowaną działalność. Nie pomogła zmiana zameldowania i przerejestrowanie firmy. Urzędnicy odmówili mu przyznania pomocy, zarzucając zamiar wyłudzenia środków.
– Straciłem półtora roku na kilkakrotne poprawianie wniosku, który od początku nie spełniał wymogów formalnych – mówi rozgoryczony Mieczysław Gołębiowski.
Agencja zapewnia, że dokłada wszelkich starań, aby jak najszybciej oceniać wnioski i podpisywać umowy o przyznaniu pomocy. Jak poinformowało biuro prasowe ARiMR, do rozpatrywania wniosków od mikroprzedsiębiorców zostali skierowani dodatkowi pracownicy.



Kulejący Leader

Jeszcze gorzej jest z wykorzystaniem środków na rozwój przedsiębiorczości na wsi pochodzących z Programu Leader. Wszystkie dotychczas złożone wnioski opiewają na kwotę 20 mln zł, a zawarto jedynie 45 umów o łącznej wartości 3,7 mln zł. A na ten cel może być przeznaczone nawet ponad 500 mln zł.
Wielu przedsiębiorców po prostu nie wie, że o dofinansowanie inwestycji na wsi mogą się ubiegać nie tylko w ARiMR, ale także w tzw. lokalnych grupach działania (LGD). Większość zaś z tych wniosków, które do LGD wpłynęły, była błędna. Przedsiębiorcy nie wiedzieli, że oprócz wszystkich standardowych kryteriów, który powinien spełnić ich wniosek, musi on być zgodny z tzw. lokalną strategią rozwoju.
– Większość LGD uznało za swój priorytet wspieranie agroturystki i rekreacji. Wniosek, który przewidywał np. utworzenie myjni samochodowej na wsi, nie spełniał więc podstawowego kryterium – mówi Urszula Pużanowska z Krajowej Sieci Obszarów Wiejskich.

Bez szkoleń, bez etatów

Ze środków PROW korzystają głównie doświadczeni przedsiębiorcy. Rozwijane są już istniejące firmy, nie powstają nowe. Ze wszystkich ponad 2,2 tys. dotychczas podpisanych umów tylko 333 (w tym 3 w Leaderze) dotyczyły utworzenia nowego mikroprzedsiębiorstwa. Przyczyną może być brak wsparcia szkoleniowo-doradczego dla przyszłych przedsiębiorców, którego PROW nie przewiduje, a jest oferowane w podobnym działaniu Programu Operacyjnego Kapitał Ludzki.
Zdaniem Anny Potok z Forum Aktywizacji Obszarów Wiejskich, niezbędna jest koordynacja obu programów. Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi zauważyło ten fakt dopiero w 2010 roku. W wyniku zmian w rozporządzeniu osoby, które zostały przeszkolone z podstaw przedsiębiorczości w projektach z PO KL, ale nie otrzymały dotacji inwestycyjnej, już po roku będą mogły się starać o środki z PROW.
– Mam wrażenie, że wysiłki resortu idą w kierunku zapewnienia dochodów wszystkim rolnikom, posiadającym nawet 1 h ziemi, natomiast tworzenie dla nich nowych miejsc pracy i nowych źródeł dochodów nie należy do priorytetów – uważa Anna Potok.
Jeśli utrzyma się dotychczasowe tempo realizacji tego działania PROW, Polska może stracić nawet 2 – 3 mld zł na rozwój przedsiębiorczości na wsi, a to oznacza, że na obszarach wiejskich nie powstanie 20 – 30 tys. nowych miejsc pracy.