Umowy z uczelniami nie chronią studentów przed nieuczciwymi praktykami szkół. Przepisy nie precyzują praw studenta, gdy uczelnia lub kierunek są zamykane.
Likwidacja części uczelni, których jest już 467, jest nieunikniona. W ciągu najbliższych lat liczba studentów, ze względu na niż demograficzny, znacznie spadnie. W sytuacji zamknięcia szkoły student traci na przykład możliwość dalszego studiowania na wybranym przez siebie kierunku. A uczelnia nie ponosi z tego tytułu odpowiedzialności. Przepisy są do tego nieprzystosowane i bardzo słabo chronią prawa studenta.
W takiej sytuacji znaleźli się studenci Politechniki Lubelskiej. Uczelnia zamknęła kierunek fizyka, a studenci zostali przeniesieni na inżynierię środowiska.
– Uczelnia powinna zapewnić studentowi kontynuowanie nauki. W tym przypadku jest dyskusyjne, czy kierunek był tak pokrewny, aby swobodnie przenieść tam studentów. Nie dostali oni jednak innego wyboru – mówi Tomasz Lewiński, dyrektor biura prawnego Parlamentu Studentów Rzeczypospolitej Polskiej (PSRP).

Studenci bez ochrony

Ustawa o szkolnictwie wyższym nie zabezpiecza w takich przypadkach interesów studentów. Dlatego jeśli te kwestie nie zostaną ustalone w umowie z uczelnią, dochodzi do nadużyć.
– Szczegółowe rozwiązania dotyczące studentów w przypadku utraty możliwości kształcenia przez uczelnie mogłyby zostać zapisane w umowie, jaką zawiera ze studentem uczelnia, ale prawie nigdy się tak nie dzieje – mówi Robert Pawłowski, rzecznik praw studenta (RPS).
Umowy, które funkcjonują od 2005 roku, nie chronią interesów studentów. Z analiz PSRP przeprowadzonych w 2010 roku wynika, że 80 proc. zawiera klauzule niedozwolone. Za takie postanowienia prezes Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów (UOKiK) nałożył 270 tys. zł kary na SGH. Zdaniem RPS umowy powinny mieć formę kontraktów, w których są określone zarówno zobowiązania studenta, jak i uczelni. W praktyce najczęściej są to jednostronne dokumenty, które określają to, ile student ma zapłacić, co grozi mu, jeśli wpłaty będą nieterminowe, i jak będzie podwyższane czesne.
– Umowy te wyglądają jak cenniki – podkreśla Robert Pawłowski.
Są one zawierane jedynie ze studentami, którzy płacą za studia. Dlatego zabezpieczenie interesów studentów na studiach bezpłatnych jest trudniejsze. To ma się zmienić 1 października 2011 roku. Umowy będą zawierane ze wszystkim studentami – również z tymi, którzy studiują bezpłatnie. Takie regulacje chce wprowadzić resort nauki w nowelizacji ustawy – Prawo o szkolnictwie wyższym.

Potrzebne zmiany

– Będziemy wnioskować o dalsze zmiany w prawie o szkolnictwie wyższym, które pozwolą na uszczegółowienie umów i prawne gwarancje dla studentów – mówi Tomasz Lewiński.
Parlament Studentów chciałby na przykład w umowach ze studentami zobowiązać uczelnię do umożliwienia studentowi ukończenia studiów na jakich został przyjęty. Wtedy nabory prowadziłyby tylko te szkoły, które mają pewność, że uda im się prowadzić kierunek studiów przez kolejne trzy czy pięć lat. Obecnie jest tak, że uczelnie prowadzą rekrutację, aby ratować finanse uczelni, bez gwarancji, czy uda im się otworzyć kierunek lub doprowadzić go do końca.
Kolejnym problemem nierozwiązanym w prawie jest sytuacja, gdy uczelnia traci uprawnienia do prowadzenia danego kierunku. Dzieje się tak, gdy Państwowa Komisja Akredytacyjna każe go zamknąć. Student zostaje wtedy jedynie z informacją o zaliczonych ćwiczeniach i wykładach. Zdaniem Tomasza Lewińskiego nawet jeśli student odzyska pieniądze, to i tak będzie stratny. Bo poświęcił kilka lat na studiowanie, a dyplomu nie otrzyma.



Rektorzy mówią „nie”

Te zmiany kwestionują rektorzy. Na przykład zasadność umów zawieranych między uczelnią a studentem. Ich zdaniem obowiązek ich podpisywania powinien być wycofany.
– Umowy zawierane między uczelnią a studentem są sprzeczne z ideą szkolnictwa wyższego. Umowa cywilnoprawna sprawia, że kontakty między studentem a profesorami są sprowadzone do relacji klient a firma – mówi prof. Tadeusz Luty, honorowy przewodniczący Konferencji Rektorów Akademickich Szkół Polskich (KRASP).
Dodaje, że powstały one na skutek komercjalizacji procesu nauczania. Uczelnie nie są nastawione na nauczanie, ale na zysk.
– Nawet najlepsza umowa nie zabezpieczy interesów studenta. To on musi przed podpisaniem dopełnić wszelkich starań, aby sprawdzić uczelnię, na której chce studiować kilka lat. Wolny rynek tworzy ryzyko – dodaje prof. Tadeusz Luty.

Zatajone informacje

Studenci, oprócz tego, że nie są chronieni umowami i przepisami, nie mają też wystarczającego dostępu do informacji o uczelni, aby móc stwierdzić, czy będzie ona w stanie przez najbliższych kilka lat zapewnić im ciągłości kształcenia. Przy ich wyborze najczęściej kierują się rankingami i obiegowymi opiniami. Mogą być one mylące. Sprawę mogłaby rozwiązać dostępność danych PKA, która ocenia uczelnie.
Studenci oraz RPS uważają, że powinni mieć dostęp do wszystkich danych, na podstawie których PKA wydaje opinię o uczelni. Obecnie publikowana jest jedynie ocena negatywna lub pozytywna, ale bez uzasadnienia. Student nie wie, czy stoi za nią to, że uczelni brakuje do minimum kadrowego jednego profesora, czy też ma kłopoty finansowe na tyle duże, że chyli się ku upadkowi.
Aby lepiej zabezpieczyć studentów, resort nauki bierze pod uwagę rozważenie propozycji dotyczącej oceny PKA. Jest też skłonny wzmocnić przepisy, które znajdują się w projekcie nowelizacji ustawy – Prawo o szkolnictwie wyższym, jeśli organizacje studenckie zaproponują dobre rozwiązania posłom.