Przy redukcji zatrudnienia w administracji nie będzie ochrony urzędników mianowanych, a pracę w pierwszej kolejności stracą starsze osoby, które mają prawo do emerytury lub renty. Natomiast osoby, które mają czasowe umowy o pracę, nie będą miały ich przedłużanych.

Sejm na najbliższym posiedzeniu ma się zająć projektem ustawy o redukcji zatrudnienia w urzędach. Rząd zrezygnował z ochrony przed zwolnieniem działaczy związkowych i społecznych inspektorów pracy.

Od stycznia 2011 roku dyrektorzy generalni mają rok na zwolnienie 10 procent urzędników. Do Sejmu wpłynął już rządowy projekt ustawy o racjonalizacji zatrudnienia w urzędach. Jego pierwsze czytanie ma się odbyć na najbliższym posiedzeniu rozpoczynającym się 23 listopada.

W ostatniej chwili z projektu zniknął przepis gwarantujący ochronę działaczom związkowym i społecznym inspektorom pracy zatrudnionym w urzędach.

– Minister finansów uznał, że ochrona przed zwolnieniem dla działaczy związkowych jest skandaliczna, i dlatego przepis ten został wykreślony na posiedzeniu Rady Ministrów – mówi rozżalony Tomasz Ludwiński, przewodniczący Rady Sekcji Krajowej Pracowników Skarbowych NSZZ „Solidarność”.

W ten sposób rząd chce się całkowicie pozbyć związków z urzędów, które są niewygodne dla ich szefów.

To nie koniec zmian. Rząd wprowadził przepisy, zgodnie z którymi w pierwszej kolejności będą mogli być zwalniani pracownicy z prawem do emerytury lub renty. Racjonalizacja może też być jedyną podstawą do zwolnienia urzędnika. W efekcie będzie można zwolnić nawet osobę, która podlega 4-letniej ochronie przed osiągnięciem wieku emerytalnego. Nie będą też przedłużane umowy na czas określony.

Szefowie urzędów muszą zwolnić 10 proc. pracowników według stanu z 30 czerwca, a nie – jak było planowane wcześniej – z 30 września. Ostateczna wersja projektu ustawy przewiduje więc, że przy ustalaniu średniej liczby zatrudnienia trzeba uwzględnić liczbę etatów przypadających na 30 czerwca 2010 roku i 1 stycznia 2011 roku.

Wielkim przegranym ostatecznej wersji projektu ustawy o racjonalizacji zatrudnienia w administracji jest szef służby cywilnej. Nie udało mu się, mimo że o to zabiegał, ochronić przed zwolnieniem urzędników mianowanych. Podobnie absolwentów Krajowej Szkoły Administracji Publicznej. Automatycznie trafiają oni do urzędów po zakończeniu szkoły, a stworzenie dla nich etatu zawyżałoby stan zatrudnienia, który po racjonalizacji ma być zamrożony.

Małe urzędy bez cięć

Z redukcji wyłączone miałyby być wszystkie urzędy, które zatrudniają do 20 pracowników w przeliczeniu na pełen etat. W przekazanym do Sejmu projekcie wprowadzono jednak wyjątek od tej zasady. Będzie można ją przeprowadzić w małych placówkach dyplomatycznych podległych ministrowi spraw zagranicznych. Możliwość zwalniania w małych jednostkach zyskał też minister obrony narodowej (MON).
– Domagaliśmy się takiego wyłączenia, bo w przeciwnym razie nie moglibyśmy sprawnie przeprowadzić redukcji w 600 instytucjach, w tym m.in. wojskowych komendach uzupełnień – mówi Jacek Olbrycht, dyrektor generalny MON.
Rządowy projekt pozostawił jednak wyłączenia z redukcji m.in. dla kancelarii Sejmu, Senatu i prezydenta.
Wciąż jednak urzędy będą mogły przekonywać premiera, aby wyłączył je z konieczności zwolnień. Wystarczy, że odpowiednio to uzasadnią. O tym jednak premier może, ale nie musi, zdecydować dopiero w rozporządzeniu.



Emerytura nie chroni etatu

Zmienione też zostały kryteria ustawowe wskazujące urzędników, którzy w pierwszej kolejności będą mogli być zwalniani. Racjonalizacja ma m.in. polegać na rozwiązaniu stosunku pracy z pracownikiem mającym prawo do emerytury lub renty.
– Jeśli pracownik ma takie świadczenie, nie będzie przeszkód, aby wypowiedzieć mu umowę o pracę – wskazuje Dagmir Długosz, dyrektor departamentu służby cywilnej w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów.
Tłumaczy, że racjonalizacja może być jedyną podstawą do zwolnienia urzędnika. W efekcie będzie można zwolnić urzędnika, który podlega ochronie przed zwolnieniem z innej ustawy. Projekt przewiduje też możliwość nieprzedłużania umów czasowych.
Z kolei kryteria zwalniania określane przez szefa urzędu będą znane wszystkim pracownikom. Wcześniej planowano tylko konsultacje ze związkami zawodowymi. Szef urzędu będzie więc musiał zamieścić na tablicy ogłoszeń urzędu lub za pośrednictwem e-maila powiadomić pracowników, co będzie decydowało o redukcji zatrudnienia.

Pensje w górę

Ostatnia wersja projektu doprecyzowała też jej cele. Dodano, że redukcja ma obniżyć koszty funkcjonowania administracji rządowej. Niemniej jednak oszczędności związane ze zwolnieniami mają zostać w budżetach urzędów. W efekcie fundusz płac będzie na takim samym poziomie, a nawet wyższym. Ustawa budżetowa na ten rok przyznała 6,7 mld zł na wynagrodzenia w służbie cywilnej. A już w projekcie na przyszły rok tych pieniędzy ma być o 100 mln zł więcej.
– Urzędnicy wciąż nie zarabiają na przyzwoitym poziomie i dlatego zaoszczędzone z redukcji pieniądze powinny trafić na wzrost pensji tych najlepszych – mówi Witold Gintowt-Dziewałtowski, członek Rady Służby Cywilnej.
Dodaje, że są to jednak tylko rządowe obietnice, bo ostatecznie to parlament decyduje o budżecie.