W samym wrześniu 2010 roku fala strajków przetoczyła się m.in. przez Słowenię, Grecję, Francję, Hiszpanię i Rumunię. Strajki są związane ze Starym Kontynentem tak mocno, że niektóre rodzaje tego protestu utożsamia się z jego narodami. Mówi się m.in. o strajku włoskim czy polskim – pisze portal rynekpracy.pl.

Skłonność do protestów nie jest jednak taka sama wśród wszystkich Europejczyków. W oparciu o częstotliwość strajków w latach 2005-2009 w krajach Unii Europejskiej, Eurofound podzielił kraje członkowskie na trzy grupy.

Pierwsza obejmuje państwa, w których pracownicy manifestują rzadko, a liczba dni utraconych z powodu wywołanych przez strajki zastojów nie przekracza średniorocznie 20 w przeliczeniu na 1 000 zatrudnionych. W tej grupie państw znalazły się Austria, Niemcy, Luksemburg, Holandia, Portugalia i Szwecja oraz wszystkie kraje Europy Środkowo-Wschodniej (w tym Polska).

Do drugiej grupy przypisano kraje o umiarkowanej skłonności do strajków. Liczba dni utraconych z tytułu strajków waha się w nich od 20 do 60. Są to Włochy i Norwegia oraz cztery państwa wyspiarskie: Malta, Cypr, Irlandia i Wielka Brytania. Trzecią grupę stanowią państwa, w których wskutek pracowniczych manifestacji traci się średniorocznie powyżej 60 dni. Zakwalifikowano tu: Danię, Francję, Belgię, Finlandię i Hiszpanię.

W większości krajów UE wyższą skłonność do strajków wykazywali pracownicy sektora publicznego. Z analizy Eurofound wynika, że dają się oni we znaki przede wszystkim na Litwie i Malcie oraz w Polsce, Słowacji i Wielkiej Brytanii. Choć na tle europejskiej średniej sektor prywatny pozostaje w tyle, często przypominają o sobie pracujący w nim Belgowie, Cypryjczycy, Czesi, Finowie, Niemcy, Holendrzy oraz Rumuni. W skali całej Unii najbardziej wojujący okazali się zatrudnieni w przetwórstwie przemysłowym. Zaraz za nimi znaleźli się nauczyciele, służba zdrowia i administracja publiczna. Na tle innych wyróżniali się również pracownicy transportu.