Polska szkoła jest droga, a nasi nauczyciele są jednymi z najmniej efektywnych na świecie.
Wydatki z budżetu państwa na oświatę przekraczają dziś 40 mld zł, co stanowi blisko 6 proc. naszego PKB. Procentowo przeznaczamy więc na edukację uczniów szkół podstawowych, gimnazjalnych i średnich nie mniej środków budżetowych niż np. Niemcy (5,9 proc. PKB), Wielka Brytania (5,9) czy Francja (6,1). Więcej natomiast niż Grecja (4,9), Irlandia (4,6), Hiszpania (4,7) i Czechy (4,9).
Mimo to polska oświata nadal narzeka na niedofinansowanie, a w wielu szkołach brakuje choćby komputerów czy podstawowych pomocy naukowych. Dlaczego tak się dzieje, skoro subwencje budżetowe są dziś o 40 proc. większe niż rok temu?
Z opublikowanego właśnie raportu Forum Obywatelskiego Rozwoju wynika, że główną przyczyną biedy polskich szkół są nauczyciele: jest ich za dużo i za mało pracują. Z wyliczeń Wiktora Wojciechowskiego, ekonomisty i jednego ze współautorów raportu, wynika, że na jednego nauczyciela w szkołach podstawowych przypada dziś zaledwie 10 uczniów, podczas gdy średnia w krajach OECD to ponad 16. – Polskie władze oświatowe nie zauważają, że z roku na rok maleje liczba uczniów, a liczba nauczycieli prawie się nie zmienia – mówi Wojciechowski. Aby zbliżyć polską oświatę do średniej, należałoby zwolnić 100 tys. nauczycieli.
Potwierdzają to dane Głównego Urzędu Statystycznego: w ciągu ostatnich dziesięciu lat liczba uczniów w Polsce zmniejszyła się aż o 25 proc., podczas gdy rzesza nauczycieli skurczyła się tylko o 3 proc. W miastach, a zwłaszcza na szybko wyludniających się wsiach, przybywa szkół, gdzie w klasie uczy się po kilkanaścioro dzieci. Tak jest np. w szkole nr 49 w podszczecińskich Podjuchach i na osiedlu Głębokim. Koszty tych szkół są największe w całym mieście: utrzymanie ucznia kosztuje tam 6800 zł rocznie przy średniej 4 tys. zł w Szczecinie. Część zbyt drogich szkół należałoby zamknąć, ale władze oświatowe i samorządowe boją się radykalnych ruchów. Taka decyzja z reguły wiąże się z protestami rodziców, a także środowiska nauczycielskiego.
Tak było m.in. w Boguszowie-Gorcach koło Wałbrzycha. Tamtejszym władzom udało się jednak przekonać ludzi, że nauka w małej, słabo wyposażonej szkole przyniesie gorsze efekty niż w nowoczesnej placówce oddalonej o kilkanaście kilometrów. Dzięki temu połączono dwa wałbrzyskie licea i wszystkie szkoły zawodowe skonsolidowano w jedno centrum kształcenia ustawicznego. Część nauczycieli straciła pracę, ale ci, którzy zostali, zarabiają lepiej, bo mają więcej godzin lekcyjnych.
Przeciętne wynagrodzenie polskiego nauczyciela to blisko 2 tys. zł. To mniej niż średnia krajowa (3,1 tys. zł), ale też pracownicy oświaty w Polsce się nie przepracowują. Mają dwa miesiące płatnych wakacji, ponad miesiąc ferii i wszystkie święta i weekendy wolne. Na dodatek zgodnie z Kartą nauczyciela nie mogą pracować więcej niż 40 godzin w tygodniu (przy czym zajęcia dydaktyczne to tylko 18 godzin). Przeciętnie przepracowują więc 513 godzin rocznie, podczas gdy średnia OECD jest o 40 proc. większa i wynosi 786 godzin.