CORAZ WIĘCEJ FIRM poddaje kandydatów do pracy procedurze background screening, czyli weryfikacji danych z CV. Sprawdzenie kompetencji osoby ubiegającej się o stanowisko prezesa kosztuje nawet kilka tysięcy złotych
Jako pierwsza na polskim rynku weryfikację CV wprowadziła w 2006 r. międzynarodowa firma Kroll Background Screening. Najpierw pracowała głównie dla zagranicznych zleceniodawców. Dopiero po jakimś czasie na weryfikację kandydatów zaczęły decydować się też polskie przedsiębiorstwa.
Kroll jest dziś największy na tym rynku. Jednak po piętach depczą mu polski oddział World Check oraz polskie przedsiębiorstwa. Warszawska IBBC Group działa od 2006 roku, a katowickie Veri i warszawski Bigram od roku. Co miesiąc sprawdzają łącznie ok. 2 – 3 tysięcy CV.

Sprawdzą twoją historię

Śledzą aktywność kandydata w sieci, węszą wśród znajomych, przepytują poprzednich pracodawców – to są sposoby ich działania. Firmy sprawdzające kandydatów do pracy sięgają po metody bliższe agentom wywiadu niż zwykłym konsultantom ds. rekrutacji. Wszystko dlatego, że już nawet jeden na trzy składane życiorysy jest wymyślany.
Podstawowym pakietem oferowanym przez wywiadownie jest sprawdzenie autentyczności wykształcenia, doświadczenia zawodowego pięć lat wstecz i tego, czy kandydat przypadkiem nie jest umieszczony na którejś z list podwyższonego ryzyka (listy gończe FBI, listy poszukiwanych terrorystów). To kosztuje zaledwie kilkadziesiąt złotych od osoby. – Górnych widełek praktycznie nie ma. Co miesiąc zdarza się nam kilka zleceń polegających na sprawdzeniu przeszłości kandydatów na prezesów, członków zarządu. Tu już kontroluje się przeszłość kilkanaście lat wstecz, pracę za granicą, opinie nie tylko współpracowników, lecz także konkurentów. Sprawdza się, czy taka osoba nie miała zatargów z prawem. Koszt? Co najmniej kilka tysięcy złotych – opowiada Bartosz Pastuszka, szef IBBC Group.
– Bankowość, finanse i farmacja – to w tych branżach kontrolowanie kandydatów jest już normą, i to na coraz niższych stanowiskach, bo pracownicy są w nich dopuszczani do coraz większych kompetencji – przyznaje Szymon Podrzycki z Veri.

Kryzys zaufania

Boom na background screening zaczął się z początkiem kryzysu. – W pracodawcach obudziło się przekonanie, że lepiej zainwestować w naszą pracę, niż zatrudnić człowieka, który w najlepszym przypadku skłamał w życiorysie i nie ma wystarczających kompetencji , a w najgorszym działałby na niekorzyść firmy – opowiada Pastuszka z IBBC. Ekspert ds. rynku pracy z PKPP Lewiatan Jeremi Mordasewicz przekonuje, że koszty wyszukania dobrego pracownika są coraz wyższe. Nic dziwnego więc, że pracodawcy wolą już na etapie selekcji odsiać tych, którzy nie nadają się na dane stanowisko.