Redukcja zatrudnienia, którą planuje rząd, ma też objąć urzędników zajmujących się wdrażaniem programów unijnych.
Resort rozwoju regionalnego uważa, że odchudzenie administracji o ponad 300 takich specjalistów negatywnie odbije się na wykorzystaniu unijnych środków.
Ministerstwo Rozwoju Regionalnego (MRR) chce, aby planowana 10-proc. redukcja zatrudnienia nie objęła urzędników zajmujących się wdrażaniem funduszy unijnych. Zgodnie z projektem ustawy o racjonalizacji zatrudnienia ta grupa pracowników urzędów byłaby traktowana tak samo jak wszyscy pozostali. Pracę mogłoby stracić ponad 300 osób zatrudnionych w ministerstwach, urzędach wojewódzkich, kontroli skarbowej, a także agencjach podległych resortom, np. Polskiej Agencji Rozwoju Przedsiębiorczości czy Centrum Projektów Europejskich. Jest ich 3,6 tys.
– Korzyści z ograniczenia zatrudnienia w tej grupie byłyby niewspółmiernie niższe od strat wynikających ze spowolnienia absorpcji środków europejskich lub nawet niepełnego ich wykorzystania – uważa Anna Konik-Żurawska, rzeczniczka prasowa MRR.
Także zdaniem szefa służby cywilnej Sławomira Brodzińskiego ograniczenie zatrudnienia tych osób może spowodować mniejsze wykorzystanie środków z UE. Popierają to także inne ministerstwa, m.in. resort sprawiedliwości i nauki. Dodatkowym argumentem przemawiającym za wyłączeniem tej grupy urzędników ze zwolnień jest to, że większość z nich (ponad 3,4 tys.) ma wynagrodzenia w 85 proc. współfinansowane przez UE z tzw. programu Pomoc Techniczna.
Na przykład w Ministerstwie Nauki i Szkolnictwa Wyższego takich etatów jest 112. Bartosz Szota, dyrektor generalny w MNiSW, podkreśla, że ci urzędnicy zarabiają co prawda więcej od innych osób zatrudnionych w resorcie, bo ich wynagrodzenia sięgają od 3 do 6 tys. zł, ale oszczędności dla budżetu nie będą duże, bo obejmą tylko 15 proc. kosztów ich zatrudnienia pokrywanych z kasy państwa.
Wskazuje, że urzędników obsługujących programy UE nie da się łatwo zastąpić innymi. Proces ich kształcenia jest długi i kosztowny. Obok znajomości języków obcych konieczna jest też znajomość m.in. prawa finansów publicznych, rachunkowości, prawa zamówień publicznych czy ochrony środowiska. Ustawa traktuje ich tak samo jak innych pracowników administracji. Od decyzji dyrektorów generalnych będzie więc zależało, w jakim stopniu zostaną objęci redukcją.
Zdaniem prof. Józefiny Hrynkiewicz z Uniwersytetu Warszawskiego, byłej dyrektor Krajowej Szkoły Administracji Publicznej, wyłączenie tej grupy urzędników spod działania ustawy jest zasadne. Według niej dyrektorzy generalni będą podchodzić do zwolnień mechanicznie, starając się przede wszystkim uniknąć masowych pozwów do sądów pracy.
– Dyrektor generalny nie zwolni starszych osób, kobiet w ciąży czy zasłużonych urzędników. Jeśli musi zredukować zatrudnienie o 10 proc., to może wybrać pracowników wdrażających fundusze unijne, bo na ogół są to ludzie młodzi – uważa prof. Józefina Hrynkiewicz.
Natomiast prof. Kulesza z Uniwersytetu Warszawskiego nie widzi potrzeby preferencyjnego traktowania tej grupy.
– Dyrektorzy generalni powinni zrobić analizę działania całego urzędu, w tym tych komórek, ktore zajmują się wdrażaniem funduszy unijnych – uważa prof. Michał Kulesza.
Jego zdaniem dopiero po jej przeprowadzeniu dyrektorzy generalni powinni zdecydować, gdzie są przerosty zatrudnienia.
7 proc. wynosi rotacja pracowników wdrażających fundusze UE