Z punktu widzenia dobra Sił Zbrojnych 20 lat służby do przejścia na emeryturę wydaje się być właściwym wiekiem. 15 lat to za mało, bo właśnie w tym czasie musimy bardzo wiele inwestować w żołnierza - studia, kursy i przekwalifikowania. Żal, kiedy po piętnastu latach doskonale przygotowany i wyszkolony żołnierz odchodzi - uważa szef Sztabu Generalnego Wojska Polskiego gen. Mieczysław Cieniuch.

Generał, oceniając w wywiadzie udzielonym PAP kondycję wojska w przededniu jego święta, wskazuje na dobrą realizację zadań oraz wyzwania związane z tworzeniem Narodowych Sił Rezerwowych. Ujawnia też, że plan przeniesienia Dowództwa Wojsk Lądowych z Warszawy do Wrocławia został zawieszony co najmniej do grudnia 2011.

Szef Sztabu podkreśla konieczność rozbudowy korpusu szeregowych. Stwierdza, że żołnierz nie jest niewolnikiem swojego dowódcy. Wskazuje, że nasza armia jest jedną z młodszych w Europie - średnia wieku wynosi 34 lata. Zdaniem generała, wojskowi powinni mieć przywileje emerytalne, bo "służą", a nie "pracują", i jest to normalna praktyka w zdecydowanej większości państw europejskich.

PAP: Profesjonalizacja to jedno z większych wyzwań polskiego wojska ostatnich lat, jak przebiega w ocenie szefa SGWP?

Gen. Mieczysław Cieniuch: Trzeba pamiętać, że profesjonalizacja armii to znacznie więcej niż uzawodowienie wojska.

Program profesjonalizacji, czyli rządowy dokument na lata 2008-2010 obejmujący m.in. zniesienie obowiązkowej służby wojskowej, zmiany organizacyjne oraz wprowadzenie i legislację aktów prawnych jest realizowany zgodnie z założeniami i właśnie dobiega końca.

Nie oznacza to wcale końca procesu profesjonalizacji, który ma szerszy wymiar. Będzie on trwał, bo ciągle mamy coś do poprawienia i mieć będziemy, bo armia profesjonalna musi podążać z duchem czasu, zmieniać się dynamicznie.

PAP: Kiedy będzie możliwe wstępne podsumowanie procesu profesjonalizacji, czy perspektywa zakończenia przez pierwszych żołnierzy szkolenia według nowego modelu będzie wystarczająca?

M.C.: Nowy system szkolenia w wojsku, wdrożony w styczniu tego roku, przewiduje trzyletni cykl szkolenia. Wydaje się, że po jego zakończeniu w 2013 r. będziemy mogli dokonać pierwszych ocen i podsumowań, wyciągniemy wnioski i dokonamy ewentualnych poprawek.

PAP: Do końca przyszłego roku liczba stanowisk szeregowych ma wzrosnąć z 17 tys. do 48 tys., zaś liczba etatów przeznaczonych dla oficerów i podoficerów, zmniejszyć się odpowiednio z 27 tys. do 23,5 tys. oraz z 49 tys. do 44 tys. Jak wojsko chce to zrealizować?

M.C.: Naszą intencją jest, aby odbyło się to w sposób jak najmniej bolesny dla żołnierzy. Osiągnięcie tych wskaźników będzie możliwe bez większych wstrząsów.

Chciałbym zastrzec, że przywołane w pytaniu wskaźniki zakładane na koniec grudnia 2011 nie są ostateczne. Wraz z upływem czasu i dalszym procesem profesjonalizacji w latach 2012, 2013 do 2018 będą one ulegały zmianom zgodnie z ogólną zasadą, że liczba żołnierzy w korpusie szeregowych będzie wzrastała, a w pozostałych korpusach - malała.

PAP: Jak będzie określona liczba stanowisk z rozbiciem na poszczególne korpusy w 2018 r.?

M.C.: Rok 2018 to odległy horyzont czasowy i trudne jest dzisiaj precyzyjne określenie liczby stanowisk w poszczególnych korpusach osobowych. Nadal będzie obowiązywała zasada osiągania tych wskaźników, z jak najmniejszą szkodą dla żołnierzy. Za wszelką cenę chcemy uniknąć sytuacji, w której mielibyśmy na siłę rezygnować z żołnierzy, którzy służą.

PAP: Jakie są motywy takiej polityki - względy finansowe, np. obawa przed odprawami, czy raczej społeczne?

M.C.: Chodzi o to, by "pewność" służby i co za tym idzie komfort psychiczny żołnierzy były jak najlepsze. Nie przyświecają nam tylko i wyłącznie sprawy ekonomiczne. Odprawy są stosunkowo niewielkie, bo mamy młodą armię. Średnia wieku jest niższa niż w innych krajach europejskich i wynosi 34 lata. Musimy jednak pamiętać, że największy wkład w przygotowanie żołnierza jest w pierwszych piętnastu latach służby.

PAP: Co ze stanowiskami generalskimi, ich także ubędzie?

M.C.: Do niedawna mieliśmy 118 generałów, ale liczba żołnierzy w tym stopniu nieustannie się zmienia. Bez wątpienia liczba osób, które wstępują do tego grona, jest stosunkowo mała, bo wiele awansów generalskich to kolejne gwiazdki. Liczba osób noszących stopień generalski maleje i będzie maleć.

Wciąż jest u nas jeszcze duża rozbieżność między etatami generalskimi a żołnierzami w tym stopniu. Etatów mamy faktycznie trochę więcej niż generałów, ale będzie to zmierzać w kierunku tożsamości stopnia ze stanowiskiem.



Często mamy dość staromodne podejście do proporcji liczby stanowisk szeregowych, podoficerów i oficerów, uważając, że struktura ta powinna mieć kształt piramidy, z nielicznymi generałami na samym jej szczycie. To podejście było charakterystyczne i dobre dla armii starego typu, kiedy podstawa liczyła setki tysięcy żołnierzy i piramida była w miarę regularna.

Przyrównując strukturę stanowisk do bryły geometrycznej w armii profesjonalnej, zawodowej, figura ta nie jest ostra - nie ma zbyt szerokiej podstawy i nie jest regularna. Korpus podoficerów czasem dorównuje pod względem liczebności korpusowi szeregowych, za to oficerski jest zdecydowanie mniej liczebny.

PAP: Jak przebiega proces tworzenia Narodowych Sił Rezerwowych? Czy możliwe jest zapowiadane przyjęcie 10 tys. osób do końca tego roku?

M.C.: Pewnie ryzykowne byłoby stwierdzenie, że jest to pewne. Mamy ok. 2 tys. złożonych wniosków i ok. 8 tys. osób, które zgłaszają zainteresowanie służbą w NSR, choć, oczywiście, nie wszystkie z nich spełnią wymagania.

Warto wskazać elementy, które utrudniają proces budowy NSR, bo ich usunięcie jest możliwe bez szczególnych zmian legislacyjnych.

W tym roku powołujemy do NSR tylko żołnierzy rezerwy - tych, którzy odbyli zasadniczą służbę wojskową, i tych, którzy odbywali zawodową służbę wojskową.

PAP: Kiedy szansę znalezienia się w NSR będą miały osoby bez doświadczenia w wojsku?

M.C.: Jesienią mamy zamiar uruchomić proces tzw. służby przygotowawczej. To oferta skierowana do osób, obydwu płci, które na ochotnika chcą odbyć taką służbę i mieć prawo wstąpienia do NSR. Dzięki temu poszerzymy bazę tych osób, które mogą służyć w Narodowych Siłach Rezerwowych.

PAP: Idea skierowania oferty w pierwszej kolejności do rezerwistów to chęć wykorzystania ich doświadczeń czy oszczędności na organizowaniu kursów dla kompletnych laików?

M.C.: Jedno i drugie. Przede wszystkim to kwestia spożytkowania wiedzy i doświadczeń, ale kwestia oszczędności również. Służba przygotowawcza trwa łącznie cztery miesiące na stanowiska szeregowych i pięć miesięcy na stanowiska podoficerskie. Oznacza to, oczywiście, koszty szkolenia, zakwaterowania, wyżywienia i żołdu.

PAP: Niedawno wojsko zachęcało do wstąpienia w swoje szeregi i zostania żołnierzem zawodowym; okazało się, że chętni są, a przyjęć często nie ma, choć jednostki nie są w pełni skompletowane. Co uzasadnia taką politykę kadrową?



M.C.: Przyjmujemy tylu, ilu potrzebujemy. Teraz jest ok. 97,5 tys. żołnierzy i ok. 2,5 tys. kandydatów na żołnierzy. Rzeczywiście, nie wszystkie jednostki są skompletowane. Braki zostaną wypełnione przez żołnierzy NSR, choć pewnie nie wszyscy będą z tego powodu do końca szczęśliwi.

PAP: Jak szef SGWP zapatruje się na temat reformy wojskowych emerytur?

M.C.: We wszystkich państwach wojskowy system emerytalny jest wydzielony z powszechnego. Uważam, że powinien być inny z wielu powodów, których nie chciałbym wyliczać, m.in. faktu, że żołnierz "służy", nie "pracuje". Musimy pamiętać, że nie wszyscy chcą i nie wszyscy mogą pozostać w służbie do późnej starości.

PAP: W ostatnich latach podejście do wykonywania obowiązków w wojsku uległo pewnej zmianie i - nie licząc sytuacji kryzysowych, misji i dyżurów - wojsko funkcjonuje inaczej.

M.C.: Armia stała się zawodowa, nie ma w jej szeregach żołnierzy służby zasadniczej, którzy służyli 24 godziny na dobę i to automatycznie przekładało się na żołnierzy zawodowych. Fakt, że armia jest zawodowa sprawił, że pojawiły się nowe zalecenia dotyczące m.in. czasu pracy. Żołnierz nie jest niewolnikiem swojego dowódcy i to dobrze, bo to wymusza lepszą organizację służby.

Ostatnio szeroko dyskutowany jest temat emerytur. Dla dobra Sił Zbrojnych powinniśmy stworzyć taki system, by opłaciło się służyć w wojsku jak najdłużej. W korpusie oficerskim służba powinna być jednak limitowana, by nie nastąpiło blokowanie stanowisk, rotacja jest zdrowa i korzystna.

PAP: Ale czy kadencyjność nie napędza sztucznie karuzeli stanowisk?

M.C.: I tak, i nie. Ortodoksyjna kadencyjność zapisana tak, że nie ma od niej odstępstwa może wywołać wiele szkód. Rozsądna kadencyjność jest dobra, bo dzięki niej mamy możliwość bez szczególnych wybiegów weryfikować każdego na stanowisku i co trzy lata, jeśli zostanie oceniony negatywnie, powiedzieć mu: "kolego, serdecznie dziękujemy".

PAP: Podniesienie minimalnego wieku uprawniającego do przejścia na emeryturę z 15 np. do 20 lat to dobry pomysł?

M.C.: Z punktu widzenia dobra Sił Zbrojnych 20 lat wydaje się być właściwym wiekiem. 15 lat to za mało, bo właśnie w tym czasie musimy bardzo wiele inwestować w żołnierza - studia, kursy i przekwalifikowania. Żal, kiedy po piętnastu latach doskonale przygotowany i wyszkolony żołnierz odchodzi.

Oczywiście, nowe zasady muszą obowiązywać tych, którzy wstąpią w szeregi wojska, przyjdą świadomi warunków, jakie się im proponuje. To uczciwe postawienie sprawy.

PAP: Jak przebiega realizacja zmian strukturalnych w armii - np. przenoszenie dowództw z Warszawy, choćby Wojsk Lądowych do Wrocławia, czy Sił Powietrznych do Poznania?

M.C.: Zgodnie z najnowszymi planami do 31 grudnia 2011 r. nie zamierzamy przenosić Dowództwa Wojsk Lądowych. Względy finansowe odgrywają tu dużą rolę. O tym, co będzie od stycznia 2012, nie jestem w stanie powiedzieć, gdyż jest to w trakcie analizowania. Dyslokacja Dowództwa Sił Powietrznych miała być realizowana jeszcze później, na ten moment nie mogę powiedzieć, czy będzie realizowana. Proces zmian organizacyjnych w Siłach Zbrojnych trwa cały czas, ponieważ struktura organizacyjna Sił Zbrojnych musi być dostosowywana do powstających nowych zagrożeń i wyzwań.