Rośnie liczba pracowników medycznych na umowach cywilnoprawnych, bo szpitale redukują koszty. Tymczasem pielęgniarki protestują przeciwko zmuszaniu ich do przechodzenia z etatów na kontrakty.
Szpitale przekształcane w spółki muszą tak działać, aby utrzymywać płynność finansową. Próbują więc różnych metod – zmieniają profil działalności, zamykają niedochodowe oddziały, tną koszty administracyjne. Inny ze sposobów to restrukturyzacja zatrudnienia. Czasami sprowadza się do zwolnień, a częściej do ograniczania kosztów osobowych i zastępowania umów o pracę tzw. kontraktami, czyli samozatrudnieniem. Dla pracowników oznacza to rezygnację z przywilejów wynikających z kodeksu pracy – np. płatnych urlopów. Daje jednak możliwość uzyskiwania wyższych zarobków.
Ogólnopolski Związek Zawodowy Pielęgniarek i Położnych (OZZPiP) uważa jednak, że przechodzenie na kontakty nie jest wyłącznie indywidualną decyzją pracowników. Często podejmują ją pod naciskiem władz szpitali.

Zmuszanie czy zachęcanie

– Kontrakt stał się narzędziem do zmuszania pracowników do pracy w wymiarze przekraczającym granice zdrowego rozsądku – mówi Zofia Czyż, szefowa OZZPiP w Szpitalu Wojewódzkim w Siedlcach.
Podaje konkretne przykłady. W szpitalu te pielęgniarki i położne, które przeszły na kontrakty, mogą pracować bez ograniczeń czasowych, które wynikają z przepisów unijnych i obejmują pracowników. W związku z tym nie pracują 170 godzin miesięcznie, ale 250 – 300.
– Z drugiej strony te pielęgniarki, które pozostały na umowach etatowych, zostały pozbawione możliwości pracy w nadgodzinach, święta czy w nocy. W ten sposób nie mają możliwości dorobienia – dodaje Zofia Czyż.
Jej zdaniem takie działanie szpitala to sposób na zmuszenie ich do przejścia na kontrakty. Z zarzutami nie zgadza się dyrekcja.
– Zachęcamy do pracy na kontraktach, ale nigdy nikogo do tej formy nie zmuszaliśmy -tłumaczy Wojciech Kaszyński, dyrektor placówki.
Dodaje, że pracownicy kontraktowi zarabiają więcej (na etacie 3 tys. zł, na kontrakcie 6 tys. zł), mają możliwość swobodnego dysponowania czasem pracy, a szpital nie ma problemów z obsadzeniem np. dyżurów.



– Korzyść jest dwustronna. Wśród lekarzy nawet 50 proc. to osoby pracujące na kontraktach i z nich strony nie ma żadnych skarg – mówi dyrektor siedleckiego szpitala.

Kontrakty ratują szpitale

Tego, czy faktycznie rośnie liczba nieprawidłowości w wykorzystywaniu tzw. kontraktów, nie jest w stanie zweryfikować ani resort zdrowia, ani Państwowa Inspekcja Pracy (PIP). Ten pierwszy nie zbiera takich danych, inspekcja natomiast ma jedynie zbiorcze dane dotyczące skarg w sprawie stosowania umów cywilnoprawnych. Nie wiadomo, ile z nich dotyczy pracowników medycznych. Faktem jest jednak, że od 2008 roku, kiedy zaczęły obowiązywać unijne przepisy dotyczące czasu pracy, m.in. ograniczenie do 40 godzin tygodniowego czasu pracy, możliwość wydłużenia pracy tylko za zgodą pracownika, w szpitalach rośnie liczba pracowników kontraktowych.
– Ponieważ ich nie dotyczą unijne ograniczenia, szpital pracuje przez całą dobę – mówi Cecylia Domżała, dyrektor szpitala powiatowego w Wyszkowie.

Umowy na wyrost

GIP potwierdza jedynie, że w przepisach prawa brak jest regulacji zakazujących zawierania umów cywilnoprawnych. Te określa kodeks cywilny. W kodeksie pracy jest jednak mowa o tym, jakie przesłanki musi spełniać umowa, aby uznać ją za umowę o pracę. Zgodnie z art. 22 par. 1, jeżeli pracownik zobowiązuje się do wykonywania pracy określonego rodzaju na rzecz pracodawcy i pod jego kierownictwem, w miejscu i czasie przez niego wyznaczonym, to jest to nawiązanie stosunku pracy.
W przypadku zawarcia umowy cywilnoprawnej, która faktycznie nosi cechy stosunku pracy, pracownik może złożyć skargę na pracodawcę do okręgowego inspektora pracy. Może również wystąpić do sądu pracy z roszczeniem o ustalenie istnienia stosunku pracy (art. 189 k.p.c.).