Mechanicy samochodowi, fryzjerzy i budowlańcy – liczba uczących się tych zawodów u mistrzów wzrosła o kilkadziesiąt procent. Zamiast państwowych szkół zawodowych wybierają jednak terminowanie u rzemieślników.
Za kilka lat czeka nas prawdziwy wysyp nowych zakładów fryzjerskich – wynika z analizy danych Związku Rzemiosła Polskiego. Dziś tego zawodu uczy się już ponad 23 tysiące młodych ludzi, gdy jeszcze w 2005 roku adeptów fryzjerstwa było zaledwie nieco ponad 14 tysięcy. Podobnie podskoczyła liczba uczących się na mechaników samochodowych (z 15 tysięcy w 2005 roku do blisko 19 tysięcy obecnie) i budowlańców (z 8 do 14,6 tysiąca). Takiego pędu do nauki rzemiosła nie było od początku lat 90. – Po latach świadomej deprecjacji szkolnictwa zawodowego nastąpiło otrzeźwienie – mówi Maciej Prószyński, dyrektor Zespołu Oświaty Zawodowej ZRP. A ekonomista dr Jacek Męcina dodaje, że młodzież coraz lepiej rozpoznaje realia gospodarcze. – I wybiera taką naukę, która może jej zagwarantować pracę – mówi.

Powrót kowala

W ciągu ostatnich czterech lat liczba terminujących u rzemieślników zwiększyła się z 85 do blisko 94 tysięcy uczniów. Równolegle jednak obserwujemy powolną zapaść w liceach zawodowych: obecnie w całej Polsce jest ich 937, gdy jeszcze rok temu było ich 1281, a dwa lata temu 1506. Spada też liczba uczniów oraz samych szkół zawodowych. W roku szkolnym 1990/1991 w tego typu szkołach kształciło się łącznie 818,4 tysiąca osób, w ostatnim roku było ich niecałe 220 tysięcy. – To dowód na to, że państwowy system kształcenia zawodowego się nie sprawdził. Młodzi ludzie, wiedząc o tym, wolą wybierać naukę u rzemieślnika – tłumaczy dr Męcina i dodaje, że to im gwarantuje znacznie lepsze poznanie tajników zawodu, na który jest zapotrzebowanie na rynku .
I rzeczywiście, według firmy Manpower wykwalifikowani pracownicy fizyczni znaleźli się na pierwszym miejscu najbardziej poszukiwanych zawodów w Polsce. W obszarze zainteresowań pracodawców są właśnie elektrycy, spawacze, murarze oraz stolarze. – To spowodowało modę na stare, a dziś odświeżone zawody – dodaje Męcina.
Uczniowie fryzjerstwa mówią dziś o sobie „styliści fryzur”, a stolarze czy cukiernicy coraz częściej swoje zwody postrzegają w kategorii artystycznej. Popularność zaczynają odzyskiwać nawet takie – wydawać by się mogło wymierające zawody – jak dekarz (wzrost liczby uczniów ze 140 do 287) czy kowal (z 5 do 22).

Niemcy chcą naszych

Młodzi wybierają naukę u rzemieślników, wierząc, że najlepiej nauczyć się od praktyka. Rzemieślnik podpisuje umowę o pracę z młodocianym pracownikiem i zobowiązuje się przygotować go do egzaminu czeladniczego od strony praktycznej. Przygotowanie zawodowe w rzemiośle trwa od 2 do 3 lat. W tym czasie uczeń ma prawo do minimalnego wynagrodzenia, które wynosi od 4 (I rok nauki) do 6 procent (III rok nauki) przeciętnego wynagrodzenia.
– Wśród młodych ludzi i ich rodziców ewidentnie została przełamana pewna bariera psychologiczna negatywnego podejścia do nauki zawodu – uważa Maciej Prószyński.
Polski boom zauważyli już Niemcy, którzy od kilku lat walczą z problemem braku młodzieży chętnej do zawodowego kształcenia się. We wschodnich landach jest dziś aż 1400 wolnych miejsc w szkołach zawodowych. Niemiecki Centralny Związek Rzemiosła wpadł więc na pomysł, by przynajmniej część przyszłych rzemieślników ściągnąć z Polski. Pierwsze szkolenia z języka, niemieckiej kultury, systemu prawnego i oczywiście zawodu mają się zacząć już w przyszłym roku w Cottbus w Brandenburgii.